Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chciały pomagać, a odnalazły przyjaźń. Historia ukraińskiego kiermaszu na rynku w Katowicach

Marcin Śliwa
Marcin Śliwa
Stoisko charytatywnego kiermaszu, z którego dochód przeznaczony jest na wyposażenie ukraińskich żołnierzy walczących z rosyjską agresją, od maja jest dostępne niemalże codziennie pod budynkiem dawnej siedziby Muzeum Śląskiego.
Stoisko charytatywnego kiermaszu, z którego dochód przeznaczony jest na wyposażenie ukraińskich żołnierzy walczących z rosyjską agresją, od maja jest dostępne niemalże codziennie pod budynkiem dawnej siedziby Muzeum Śląskiego. Marcin Śliwa
Fundacja "Save UA" w kwietniu zaczęła pierwsze działania pomocowe przy al. Korfantego 3 w Katowicach. Stoisko charytatywnego kiermaszu, z którego dochód przeznaczony jest na wyposażenie ukraińskich żołnierzy walczących z rosyjską agresją, od maja jest dostępne niemalże codziennie pod budynkiem dawnej siedziby Muzeum Śląskiego. Kim są kobiety, które od dwóch miesięcy współtworzą krajobraz katowickiego rynku?

Uwagę przechodniów przyciągają kolorowe ozdoby i ukraińska muzyka płynąca z głośników. Na długim, pięciometrowym stoisku można znaleźć wiele rzeczy, wśród których dominują m.in.: ludowe koszule, torebki, plecaki, wianki, biżuteria, ozdoby, szklane kufle i naczynia oraz ceramika i ikony. To oryginalne rękodzieło, które w dużej mierze sprowadzane jest do Katowic prosto z Ukrainy.

- Jesteśmy tu prawie codziennie i prowadzimy kiermasz charytatywny. W kwietniu zorganizowałyśmy tu „Welkyden”, czyli prawosławną Wielkanoc. W planach mamy też wystawę fotograficzną i piknik – tłumaczy Julia. - Nie znałyśmy się wcześniej, pierwszy raz spotkałyśmy się w Katowicach. Chcemy jakoś pomóc naszym chłopakom i zastanawiałyśmy się, jak to możemy zrobić. Znaleźliśmy informacje o fundacji Save UA. Przyszłyśmy tu i już zostałyśmy – dodaje Maryna.

Część rzeczy dostępnych do kupienia na katowickim rynku są tworzone już w Polsce przez członkinie fundacji.

- Ukończyłam technikum plastyczne, więc sama zrobiłam część biżuterii, którą można tu kupić, na przykład wianki, bransoletki, korale – opowiada Julia. - W Ukrainie zajmowałam się różnymi rzeczami. Byłam artystką, ilustratorką, tworzyłam ozdobne karty na zamówienie, prowadziłam sklep internetowy i robiłam zdjęcia produktowe – dodaje.

Ozdoby dostępne do nabycia na stoisku uzupełnione są w dużej mierze rękodziełem, które z całej Ukrainy trafia do Lwowa, a później do Katowic.

- Są ludzie którzy dają nam te rzeczy bezpłatnie, inni sprzedają je za jakąś cenę i w ten sposób działamy. – tłumaczy Julia. - Mieszkałam w mieście Chmielnicki. Moja mama tam została i też nam pomaga. Razem z koleżankami szyją różne rzeczy, a później wysyłają je autobusem do Lwowa, skąd odbierają to dziewczyny z naszej fundacji i przywożą na rynek Katowic - dodaje.

I tak na przykład: ceramika wystawiona przy al. Korfantego 3 trafia tu z Doniecka i Słowiańska, ikony z Tarnopola, a szkło i pisanki powstały we Lwowie. Największym zainteresowaniem przechodniów cieszą się wianki, biżuteria i ceramika.

- Takie patriotyczne rzeczy jak wstążki i przypinki w naszych barwach narodowych, często kupują Ukraińcy, a rękodziełem, ceramiką i tkaninami interesują głównie Polacy. Na każdy towar znajduje się kupiec – przekonuje Julia.

Ze względu na działania wojenne trwające w różnych częściach Ukrainy oraz gigantyczne braki paliwa, sprowadzenie towarów do Katowic jest obecnie dużym wyzwaniem.

- Bardzo ciężko jest przywozić te rzeczy ze Lwowa. Długo to wszystko trwa, bo nie ma benzyny, a jak jest, to jest bardzo droga. Jak mówimy o rzeczach ze Lwowa, to jest troszeczkę łatwiej, ale z tymi zwożonymi z innych części kraju, np. z Kijowa, już mamy problem. Działamy, ale długo to trwa, zanim sprowadzimy tu te rzeczy – wyjaśnia Julia.

Pomagają walczącym na froncie, a przy okazji wspierają się nawzajem

- Przechodziłam obok i popatrzyłam, co mają tu dziewczyny. Spodobało mi się, kupiłam sobie kilka rzeczy, na przykład te korale. Później zapoznałyśmy się i zainspirowało mnie to, co tu się dzieje. Pracuję 2-3 dni w tygodniu. To głównie dorywcze prace ogrodowe - pielęgnacja klombów, kwiatów, drzew, dlatego postanowiłam się tu zaangażować i w ten sposób pomóc naszym – opowiada Julia. - Od jakieś czasu przychodzę tu niemalże codziennie - dodaje.

Choć to tylko prace dorywcze, to Julia i tak ma trochę więcej szczęścia, niż jej koleżanki. Większość ma problem ze znalezieniem pracy.

- Szukam pracy ale w Katowicach nie ma ofert, więc przynajmniej tutaj działam. Mam koleżankę, która opowiedziała mi o tej fundacji, dlatego przyszłam zobaczyć co tu się dzieje. Polubiłam dziewczyny i zostałam. Trzeba pomagać, bo co innego mamy robić? - tłumaczy Maryna. - W Ukrainie mieszkałam w Charkowie i pracowałam jako księgowa. Jak rozpoczęła się wojna to 10 dni przesiedziałam w piwnicy. Później zdecydowałam się wyjechać, bo było dużo bombardowań. Pojechałam pociągiem do Lwowa, później autobusem do Krakowa i znowu pociągiem już do Katowic, bo znajomy znalazł nam tu mieszkanie, które za darmo udostępnili nam dobrzy ludzie – dodaje.

Wszystkie przypadkiem trafiły do Katowic i poznały się niedawno. Mimo to, wytworzyła się między nimi silna więź.

- Zaprzyjaźniłyśmy się, teraz jesteśmy już trochę jak rodzina – mówi Julia. - Razem nie jest tak ciężko, nie wyobrażam sobie być w takiej sytuacji sama… - dodaje jej imienniczka.

Poza prowadzeniem charytatywnego jarmarku, panie z Fundacji Save UA starają się też wykorzystywać swoje talenty, którymi dzielą się w ramach zajęć prowadzonych w dawnej siedzibie Muzeum Śląskiego. Odbywają się tam m.in.: lekcje śpiewu, malarstwa oraz jogi. To spotkania otwarte dla każdego, a dobrowolne datki pożytkowane są na zakup najbardziej potrzebnych rzeczy na froncie.

- Mieszkałam w Kijowie, gdzie byłam inżynierem budownictwa mieszkalnego i przemysłowego, a w wolnym czasie prowadziłam zajęcia z jogi. Teraz w każdy czwartek prowadzę zajęcia w Muzeum – mówi Masza. - W Polsce cały czas poznaję dużo nowych ludzi. Zaprzyjaźniłam się z wolontariuszami z dworca, z ul. Młyńskiej i ul. Sądowej. Tutejsze kobiety dużo pomagały mi z językiem, pokazywały gdzie i jak mogę załatwić rożne sprawy. Zarejestrowałam się w Urzędzie Pracy i przeszłam podstawowy kurs języka polskiego – dodaje Masza.

Choć w swoim życiu dużo podróżowała to pobyt w Polsce to dla Maszy pierwsze chwile na Zachodzie.

- Pierwszy raz jestem w Polsce, nigdy wcześniej nie byłam w Europie. Dużo podróżowałam na wschód, na przykład po Turcji i Uzbekistanie. W Gruzji podróżowałam pieszo i autostopem. Udało mi się zobaczyć tamtejsze morze i góry, odwiedziłam tam naprawdę wiele miejsc. Teraz chciałabym poznać Polskę, Tatry i Mazury, wszystko mnie tu interesuje – mówi Masza.

Na razie nie wiadomo, jak długo potrwają działania pomocowe fundacji „Save UA” przy al. Korfantego 3. Uzależnione jest przede wszystkim od rozwoju sytuacji w Ukrainie, ale też od polskiego rynku pracy.

- Jak już znajdziemy pracę to możliwe, że nie będziemy mogły tu pomagać, bo nie będzie na to czasu. Chyba przyjechało za dużo kobiet i na razie nie ma dla nas pracy. Ale wszystko będzie, spokojnie. Niech wróci pokój, to wtedy wszystko się jakoś ułoży – kończy Julia.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto