Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ból, który musiał znieść Chrystus, był wszechogarniający i totalny

Aldona Minorczyk-Cichy
W filmie "Pasja" Mel Gibson ukazał całe okrucieństwo męki Jezusa
W filmie "Pasja" Mel Gibson ukazał całe okrucieństwo męki Jezusa filmweb.pl
Rozmowa z dr Jadwigą Pyszkowską, specjalistą od leczenia bólu, konsultantem wojewódzkim w dziedzinie medycyny paliatywnej.

Ostatnie godziny życia Jezusa Chrystusa były naznaczone ogromnym cierpieniem. Co czuł jako człowiek? Jak reagowało jego ciało?
Od początku odczuwał bardzo silne bóle urazowe. Po skazaniu na śmierć był biczowany, przebijany, musiał nieść ciężki krzyż. To był potworny, silny ból, który przynosi człowiekowi ogromne cierpienie.

Do czego można ten ból porównać?
Trudno znaleźć porównanie, bo takie cierpienie, np. uraz u kierowcy, który uległ wypadkowi, czy też u górnika w kopalni, ma inne podłoże psychiczne. Ci ludzie wiedzą, że są ratownicy, lekarze, szpital. Mają nadzieję, że ból ustąpi, zostanie farmakologicznie złagodzony. W przypadku Chrystusa było inaczej. Tam była ofiara, dobrowolne poddanie się cierpieniu. On wiedział, że będzie cierpiał i że to cierpienie zakończy się męczeńską śmiercią. Akceptował to. Widział w tym sens.

Cierpiał będąc świadomym nieuniknionego końca, tak jak umierający na raka?
Tak. Jak osoby z nowotworem lub inną chorobą o złym rokowaniu. To wywołuje u człowieka ból wszechogarniający, totalny. Taki właśnie ból odczuwał Chrystus. Cierpiał nie tylko w obszarze somatycznym, ale również przyzwolił na cierpienie psychiczne. W Biblii czytamy Jego słowa: "Boże czemuś mnie opuścił?". One pokazują jego ból psychiczny, poczucie osamotnienia, izolacji, może także opuszczenia.

Czy człowiek bez pomocy lekarza jest w stanie wytrzymać taki ból?
My, lekarze, osobom, które ulegają takim potwornym urazom jak Chrystus, natychmiast podajemy leki przeciwbólowe. Robimy to także po to, by nie doszło do przedwczesnej śmierci. Nie w wyniku konsekwencji urazu, ale z powodu wstrząsu bólowego. To dlatego powstała anestezjologia. Takim przykładem bólu urazowego jest ból okołooperacyjny. Żaden chirurg nie mógłby operować bez znieczulenia, i to nie dlatego, że pacjent by krzyczał, rzucał się. Ale dlatego, że w organizmie człowieka występują inne konsekwencje wywoływane bólem, które mogą spowodować śmierć. Chirurg w takiej sytuacji nie jest w stanie pomóc.

Jak kiedyś znieczulano ludzi?
Pierwszym sposobem było podawanie alkoholu, upijanie. Potem był eter. I w końcu doszło do rozwoju anestezjologii w obecnym kształcie. W przypadku Chrystusa mówimy o bólu urazowym, totalnym, który jednocześnie towarzyszył bólowi psychicznemu i duchowemu. Taki ból odczuwają osoby cierpiące na choroby nowotworowe, wyczerpujące organizm. Mówi się zresztą, że w cierpieniu człowieka jest łączenie się z Chrystusem. Tak właśnie kapelani w szpitalach tłumaczą chorym sens tego, przez co zmuszeni są przejść. Ale to już jest kwestia wyższego przeżywania cierpienia, w sacrum, a ten temat wymaga przygotowania, refleksji i pokory.

Zanim Jezus ruszył na Golgotę, żołnierze wyszydzali go, biczowali, pluli Mu w twarz, upokarzali. Co wtedy mógł czuć?
Biczowanie batem z metalowymi końcówkami wywołuje potworny ból. Plecy są mocno unerwione czuciowo. Także głowa jest bardzo unerwiona, a na dodatek mocno unaczyniona. Stąd silne krwawienie. Kiedy ktoś zostaje np. uderzony w głowę kamieniem i rozcięta zostaje skóra, to to wygląda dramatycznie: pełno krwi, ale też mocny ból. Nerwy czaszkowe mają szczególną strukturę. Przenoszą taki dotkliwy ból, który promieniuje na całą głowę.

Skatowany Chrystus niósł na Golgotę ciężki krzyż. Upadał pod jego ciężarem...
To też przynosiło mu ból, wycieńczenie organizmu. Dzień był upalny. U Jezusa musiało dojść do odwodnienia, które z kolei doprowadziło do utraty sił. Wzrosła też temperatura ciała. Mogły pojawić się zawroty głowy, zaburzenia widzenia, nudności, ból głowy, przyspieszony oddech, skurcze, bóle mięśni. Jezus potwornie cierpiał.

Aby mógł się utrzymać na krzyżu, Jego ręce i nogi przebito długimi gwoździami.
Musimy mieć świadomość, że ukrzyżowanie, śmierć na krzyżu to tak naprawdę śmierć przez uduszenie. To nie jest tylko przybicie do belek i czekanie na śmierć. Ciężar wiszącego ciała sprawia, że nie można uruchomić klatki piersiowej, nie można oddychać. Taki jest mechanizm. Na dodatek to bardzo długo trwało, bo np. powieszenie to przerwanie rdzenia szyjnego i natychmiastowa śmierć. Na krzyżu mamy do czynienia z powolnym duszeniem się, brakiem tchu, niedotlenieniem. Konsekwencje dla organizmu są bardzo poważne. No i te przebite ręce i nogi. Proszę pamiętać, że nawet jeśli do krzyża była przymocowana jakaś podpórka pod nogi, to nie po to, by skazanemu było lżej, tylko żeby pod ciężarem ciała nie oderwały się jego ręce. Ówcześni oprawcy doskonale znali się na swojej robocie.

Kiedy myślimy o śmierci Chrystusa, zwracamy uwagę na jej duchowy wymiar. Nie myślimy o krwi, pocie, bólu, o tym, co tej śmierci fizycznie towarzyszyło.
To jest ludzkie. Gdy widzimy coś potwornego, zamykamy oczy. Gdy przeżywamy sceny związane z sacrum, mamy je otwarte. To inaczej przemawia do naszej wyobraźni.

Od czego zależy przeżywanie bólu?
Od indywidualnych cech, warunków, w jakich to się dzieje. Inny jest ból z poparzenia, inny po uderzeniu młotem, inny z kłucia, jeszcze inny przy naciekach nowotworowych. U Chrystusa na pewno występował ból mięśni, kości, stawów i uszkodzonych nerwów. Był bardzo silny, chociaż intencja poddania się ofierze na pewno próg tolerancji na ból podniosła. Jezus wiedział, za co i dla kogo cierpi i umiera. Tak samo jest z ludźmi, którzy godzą się na pomoc medyczną, ale z bólem chcą radzić sobie sami. Poświęcają go w jakiejś intencji.

Taka świadomość podnosi odporność na ból?
Zdecydowanie. Poza tym ból łatwiej znosimy wtedy, gdy obok mamy osoby bliskie. My, lekarze, to co się działo pod krzyżem nazywamy pierwszym hospicjum. Był umierający Chrystus, jego matka Maryja, Maria Magdalena i uczeń Jan. Na dodatek u Chrystusa nie można oddzielać cierpienia somatycznego, cielesnego - od duchowego. Tam występowały interakcje. Nie potrafię jednak powiedzieć, na ile jego ofiara duchowa, łączenie się z Bogiem Ojcem, pozwalały mu opanować natężenie bólu.

Czy kiedyś ludzie byli bardziej odporni na ból?
Sfera poznawcza może powodować, że radzimy sobie gorzej. Boli kogoś głowa i już ma złe myśli. Zaczyna sobie wyobrażać, że rośnie mu guz. Za dużo wiedzy nie poukładanej, brak osoby kompetentnej, która wyjaśniłaby pewne sprawy - to nic dobrego. Takie mylne wyobrażenie o chorobie może obniżać próg tolerancji na ból. Także kiedy kogoś boli kręgosłup, a rodzina jest niemiła i stwierdza: "A, bo ciebie to ciągle coś boli, nie chce ci się pracować." To wszystko może spowodować, że chory odczuwa ból silniej. Ważne jest także, z kim się człowiek spotyka, kiedy go boli, jakie są między tymi osobami relacje.

Czy spotkała pani ludzi, którzy z powodów religijnych nie godzili się na podawanie środków przeciwbólowych?

Są osoby, które przeżywają ból tak jak Chrystus, jako ofiarę. Nie chcą leków przeciwbólowych, chcą się poświęcić, jak Matka Teresa z Kalkuty. Ona też nie używała leków uśmierzających ból, nie pozwalała się znieczulać. Cierpienie cielesne przekładała na ofiarę bólu duchowego. Raz natrafiłam na pacjenta, katolika, który z przyczyn religijnych odmówił znieczulenia podczas operacji.

Operacja bez znieczulenia?

Nie dyskutowaliśmy. Po prostu mu towarzyszyliśmy, byliśmy przy nim cały czas. On spokojnie opanowywał swoje reakcje. Panował nad bólem. Myślę, że także Chrystus cierpiał w ten sposób - panując nad swoimi reakcjami. To jest jak z górnikami, którzy ulegają wypadkom. Taki człowiek pod ziemią żyje nawet zmiażdżony. Po wywiezieniu na powierzchnię trzeba mu szybko podać środki przeciwbólowe, bo może umrzeć. Mija mobilizacja wszystkich mechanizmów obronnych, bo inni go biorą w opiekę. Zaczyna być w stresie niekontrolowanym, a to może spowodować śmierć. Chrystus kontrolował reakcje organizmu na ból, bo ofiarował swoje cierpienie Bogu Ojcu.

Czy każdy ból fizyczny potrafimy uśmierzyć?
Można dobrze, skutecznie kontrolować i łagodzić. Nie da się usunąć bólu bez usunięcia jego przyczyn.

Pomaga w bólu

Dr Jadwiga Pyszkowska od wielu lat specjalizuje się w leczeniu bólu i anestezjologii.
Jest szefową Zakładu Medycyny i Opieki Paliatywnej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i konsultantem wojewódzkim w dziedzinie medycyny paliatywnej w Śląskiem i na Opolszczyźnie.
Dr Jadwiga Pyszkowska jest także sekretarzem Polskiego Towarzystwa Badania Bólu, sekretarzem Polskiego Towarzystwa Medycyny Paliatywnej oraz członkiem Komisji Patofizjologii Bólu Komitetu Neurologicznego Polskiej Akademii Nauk.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto