Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bełchatów. Pacjentka pod sąd za oszukanie lekarzy

Maciej Wiśniewski
Piotr Trzeciak, ordynator chirurgii, podkreśla, że o wynik śledztwa się nie obawia i pokazuje wyrok NSA, potwierdzający jego tezę
Piotr Trzeciak, ordynator chirurgii, podkreśla, że o wynik śledztwa się nie obawia i pokazuje wyrok NSA, potwierdzający jego tezę Maciej Wiśniewski
Biegli ciągle sprawdzają, czy chirurdzy z Bełchatowa nie popełnili błędu wycinając kobiecie zdrowy żołądek. Na razie przed sądem stanie jednak sama pacjentka - za to, że sfingowała chorobę

Marta M. w czerwcu ubiegłego roku przyjechała do szpitala w Bełchatowie z pełną dokumentacją medyczną. Wynikało z niej, że ma rozległego raka żołądka. Dopiero później okazało się, że swoją chorobę wymyśliła, a dokumentację medyczną sfałszowała.

Za późno, gdyż chirurdzy z bełchatowskiego szpitala zdążyli wyciąć już kobiecie żołądek, śledzionę, kawałek przełyku i jelita. Kierowali się wynikami badań. A te wyglądały na wiarygodne. Marta M. podrobiła je, bazując na materiałach publikowanych w na forach internetowych przez osoby faktycznie chorujące na raka. Wymyśliła nawet niektórych lekarzy, którzy widnieli podpisani na wynikach badań.

Dziś o Marcie M. wiemy jeszcze więcej. Nie był to bowiem jej jedyny taki wybryk. Prokuratura w Krakowie prowadzi postępowanie, w którym kobieta podejrzewana jest o fałszerstwo podpisu prokuratora. Potrzebowała go, by sfabrykować pełnomocnictwo, aby mogła adoptować chłopca z domu dziecka. Dodajmy - chłopca, który też nie istnieje. Wymyśliła go sobie, dokładnie tak, jak swoją rzekomą chorobę.

Marta M. jest jednak faktycznie chora. Biegli ocenili, że cierpi na zespół Münchhausena. To właśnie ze względu na te zaburzenia Prokuratura Okręgowa w Gliwicach, która prowadzi śledztwo w sprawie operacji w Bełchatowie, chciała umorzenia wobec niej postępowania.

Mimo zaburzeń psychicznych, Marta M. stanie jednak przed sądem. W poniedziałek, Sąd Rejonowy w Gliwicach zdecydował, że kobieta będzie odpowiadać w normalnym procesie za fałszerstwo dokumentów medycznych, które skłoniły bełchatowskich lekarzy do przeprowadzenia operacji usunięcia części jej, jak się okazało później, zdrowych organów.

- Sprawa została utajniona, mogę jedynie powiedzieć, że termin pierwszej rozprawy wyznaczono na koniec lutego - podkreśla sędzia Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.

Wiele wskazuje jednak na to, że na decyzję sądu o wszczęciu normalnej procedury sądowej wobec Marty M. zdecydował przypadek jej fałszerstwa, który bada prokuratura z Krakowa. Ponieważ, jak się okazuje, nie był to incydentalny przypadek, sprawy nie można umorzyć.

- Wydając wniosek o warunkowe umorzenie postępowania prokuratorzy w Gliwicach nie wiedzieli o postępowaniu toczącym się w Krakowie - wyjaśnia Joanna Smorczewska, rzeczniczka prokuratury w Gliwicach.

Ta sama prokuratura prowadzi też drugie postępowanie w sprawie feralnej operacji. Dotyczy ono działań lekarzy. Czemu nie powtórzyli badań? Dlaczego kontynuowali operację? M.in. na te pytania odpowiadają obecnie biegli. Wynik ich pracy ma być znany do końca roku. Żadne zarzuty jeszcze nie zostały postawione.

Sami lekarze od początku podkreślali, że mieli przesłanki do operacji na podstawie wywiadu z pacjentką i wyników badań. Piotr Trzeciak, ordynator chirurgii ogólnej odczytuje wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, który podkreśla, że lekarze nie muszą ponawiać badań przed operacją.

- Jeżeli pacjenci przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie spowodują, że lekarze przestaną im ufać i dostarczonym wynikom, coraz więcej pacjentów zacznie umierać nim podejmiemy leczenie - podkreśla ordynator. - Rocznie na naszym oddziale hospitalizujemy ok. 2 tys. pacjentów, jak mamy każdemu powtarzać badania? - dodaje.

Mecenas Małgorzata Łukasik reprezentowała Martę M. na początku postępowania sądowego. Szykowała pozew cywilny o odszkodowanie od szpitala, ale jak mówi, swojej pracy nie dokończyła, bo pojawiły się wątpliwości. - Przeprowadziłam własne dochodzenie i zbyt wiele kwestii nie pasowało do siebie - mówi Małgorzata Łukasik. - Kiedy powiedziałam o tym klientce i jej rodzinie, wycofali pełnomocnictwo - dodaje.

Jak mówią anonimowo ci, którzy Martę M. znają, oznaki, że może mieć problemy psychiczne widać było od dawna. Potrafiła alarmować znajomych, że ktoś chce ją zgwałcić, choć nic takiego nie miało miejsca. Była adoptowana, a jej przybrani rodzice pracowali w Niemczech. Ma dwóch, sporo starszych braci, którzy założyli swoje rodziny. Ona sama miała problem z usamodzielnieniem się. Niewykluczone, że może być to źródło jej psychicznych problemów.

Zespół Münchhausena

Zespół Münchhausena to choroba psychiczna, w której osoby nią dotknięte zgłaszają fałszywe objawy, bądź świadomie wywołują u siebie choroby, aby zostać poddanym leczeniu.

Pacjenci z zespołem Münchhausena gotowi są aplikować sobie substancje toksyczne, jątrzyć rany lub samemu okaleczać się. Bardzo często fałszują dokumentację medyczną, w tym wyniki badań. Ich celem jest poddanie się opiece lekarskiej, operacje i pobyt w szpitalu. Wprawdzie działania pacjenta z zespołem Münchhausena są świadome, ale nie są symulowaniem. Pacjenci z tym zaburzeniem nie zdają bowiem sobie sprawy z tego, w jakim celu to robią. W większości przypadków pacjenci chcą w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, być w jej centrum, czuć opiekę lekarską.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto