Awaryjnie marzniemy w Katowicach i tak co roku

Chłodne kaloryfery są od dworca PKP na południe do ronda Mikołowskiego, dalej aż do ul. Wincentego Pola ogrzewania nie ma w ogóle. W katowickim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej zapewniają, że awaria zostanie usunięta do godz. 20. Potem rozpocznie się ponowne napełnianie rurociągu.

We wtorek zimno było za to w mieszkaniach w Śródmieściu. Marzli lokatorzy prawie trzech tysięcy mieszkań w skutek awarii na sieci, do której doszło w okolicy ulicy Żwirki i Wigury.

To i tak nic, w porównaniu do poprzedniego sezonu grzewczego. Wówczas rekordowa była awaria sieci w lutym 2010. Ale nie przez zasięg, a czas, w którym ludzie dygotali z zimna.

Awaria wystąpiła wtedy na głównej magistrali przy ul. Murckowskiej i 1 Maja. Ogrzewanie trzeba było wyłączyć na os. Odrodzenia, Zgrzebnioka, Paderewskiego, w Ligocie i Brynowie. W 16 tys. mieszkań ludzie marzli przez 36 godzin! Z tej okazji świetnie sprzedawały się "farelki" - na przykład w niepublicznym przedszkolu "Wesołe siódemki" na os. Paderewskiego dyrekcja kupiła od razu cztery grzejniki elektryczne.

Dokładnie rok temu - 30 grudnia 2009 r. - kaloryfery w Katowicach też były zimne. 30 grudnia dostaw ciepła było pozbawionych 24 tys. mieszkań na os. Tysiąclecia, os. Witosa i w Załężu.

Dlaczego marzniemy? Zazwyczaj przez stare rury, którymi pompowana jest woda i doraźne - zamiast kompleksowych - naprawy. W sumie PEC zarządza 500 km rurociągów. W przedsiębiorstwie upierają się, że sieć nie jest awaryjna, a Fortuna złośliwa, bo sprawia, że rury rdzewieją.