MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wątpliwa logika antywyborcza. Felieton

Dawid Ślusarczyk
Kolejne wybory, kolejny raz ta sama śpiewka wyborców zbyt leniwych, by spróbować zrozumieć czym są wybory. W roli głównej - niby-argument: „Nie zagłosuję, póki coś się nie zmieni”.

W życiu kogoś, kto prywatnie albo zawodowo zajmuje się obserwowaniem zachowań społecznych zdarzają się chwilę, w których po prostu brakuje słów, nie tylko tych dłuższych, trudniejszych i bardziej wysublimowanych, ale i tych absolutnie najprostszych. Dochodzi do tego stosunkowo rzadko, choć niestety w naszej rzeczywistości dosyć cyklicznie, zazwyczaj przy każdych wyborach.

Wyraz twarzy takiego człowieka jest przygnębiająco nijaki, trudny do opisania ale z całą pewnością wyraża bezsilność a on sam zastanawia się przez dłuższą chwilę, jak to się stało, że (znów) jest taki bezradny. Nie wiadomo bowiem, czy powtarzająca się już po raz któryś sytuacja powinna skutkować załamaniem rąk, czy wręcz przeciwnie – - zaciśnięciem pięści tak mocno, że jeszcze kilka dobrych minut po ich rozluźnieniu naczynia krwionośne w dłoniach są mocno nabrzmiałe i pulsują tak wyraźnie, iż bez żadnych przeszkód obliczyć można swoje własne tętno.

Owo poczucie bezradności nie jest (zwykle) spowodowane wybrykami naszych „ulubieńców” z wielkiej (czasem jedynie z nazwy) sceny politycznej, ani nawet tych z mniejszej, regionalnej lub lokalnej. W zasadzie kandydatów ten zarzut nie dotyczy ani trochę. Podgrzewanie krwi do temperatury wrzenia powodują sami wyborcy (również będący wyborcami jedynie z nazwy), którzy jak co roku nie chcą głosować.

Część z nich przynajmniej zdobywa się na wysiłek by poszukać jakiegoś argumentu, którym będą mogli siebie usprawiedliwić, bardziej przed nimi samymi niż przed kimkolwiek, kto mógłby zaoferować im jakąś formę odpustu i zagwarantować spokój sumienia, katharsis(o ile oczywiście w świadomości takiego delikwenta bycie patriotą ma jakiekolwiek znaczenie, jakąkolwiek wartość) – jako, że taka osoba nie istnieje, ratunkiem staje się środowisko, w którym panuje pełna aprobata, przyzwolenie na psucie demokracji poprzez brak uczestnictwa w głosowaniach.

Najbardziej irytujący są jednak ci, którzy z góry upatrzywszy sobie jeden konkretny, wyjątkowo nielogiczny argument, w ich mniemaniu wystarczająco silny by zwalniać ich z wszelkiej odpowiedzialności za losy kraju, miasta lub wsi, jednocześnie pozwalający „maruderom” zachować pełne prawo do krytykowania wszystkiego i każdego, kto się napatoczy, z autorem niniejszego „apelu ostatniej szansy” włącznie i jak mantrę powtarzają:

„Nie będę głosował, póki sytuacja w tym kraju/mieście (niepotrzebne skreślić) nie zmieni się”

Chciałbym więc skorzystać z prawdopodobnie ostatniej przed 21 listopada okazji (prawdopodobnie, bo obiecać nie mogę) i zapytać wszystkich, którym choć raz przez głowę przeleciało, przez umysł przeszło mącąc myśl spokojną, że można by zasłaniać się tym pozbawionym logiki hasłem teraz lub w przyszłości. Jak cokolwiek ma się zmienić, jeśli tak wiele osób, być może włącznie z Tobą drogi czytelniku, lub z ludźmi, których znamy, nie chce wybrać tych, którzy tak bardzo upragnione zmiany mogliby wreszcie wprowadzić w życie?

„Nie wrzucę drugiego biegu zanim nie pojadę szybciej” „Nie pójdę do pracy zanim ktoś mi z góry za nią nie zapłaci”

Kto miałby wdrożyć, zrobić którąkolwiek z tych rzeczy, będących (albo i nie) naszymi postulatami, od jednomandatowych okręgów wyborczych, przez zniesienie finansowania partii politycznych z budżetu, wprowadzenie do szkół etyki, In vitro, zmniejszenie diet parlamentarzystów, albo liczebności izb wyższej, niższej, tej pierwszej nawet do zera, jeśli dla ponad połowy ludzi w kraju wybory to tylko kolejna niedziela, od tych zupełnie zwyczajnych różniąca się jedynie niecodziennym zaśmieceniem naszych miast i skrzynek pocztowych plakatami, ulotkami, zaś okresy bezpośrednio ją poprzedzające i po niej następujące obfitują w wiadomości i spoty tak nudne, że nie warto nawet włączać radia, telewizji, ni gazet otwierać, by tylko o wyborach przypadkiem nie usłyszeć, tym bardziej samorządowych, które z walką o wszystkie wyżej wymienione postulaty nie mają nic wspólnego? Kto w naszym imieniu ma o to walczyć, skoro tak wielu z nas usilnie nie daje nikomu mandatu do reprezentowania siebie?

„Nie przystąpię do egzaminu póki nie uzyskam jego zaliczenia.” „Nie pójdę spać póki się nie wyśpię.”

Stare przysłowie mówi, że podobno Polak mądry po szkodzie – tymczasem kończy się już piąta kadencja samorządu, a my, jako społeczeństwo, dalej nie jesteśmy mądrzy. Czy rzeczywiście odpowiada nam to dobrowolne bycie głupimi i przed szkodą, i po szkodzie, oraz kolejnej szkodzie i jeszcze jednej?

„Nie pójdę do lekarza zanim nie wyzdrowieję.” „Nie tknę alkoholu póki nie będę pijany.”

Kolejne wybory, kolejny raz to samo: ciągle tylko bezowocne marudzenie, że nieroby, złodzieje, że afery, układy, że nic się nie zmienia – bo jak się ma zmieniać? Za każdym razem narzekanie, że nie ma dobrego kandydata, albo że tych jest za dużo, że i tak nie warto, bo pogoda za brzydka by z domu wychodzić, albo zbyt ładna by czas marnować, psuć sobie humor, że jeden głos się nie liczy, nawet jeśli każdy ma tylko jeden głos. I nie ma znaczenia, że w ostatnich wyborach ledwie kilkaset tych głosów wystarczyło, by zostać np. katowickim radnym. Wciąż uważasz, że nie ma znaczenia, czy kogoś poprzesz, czy nie?

„Nie będę ćwiczył póki nie zostanę mistrzem.” „Nie przestanę kłamać póki nie powiem ci prawdy.”

21 listopada 2010 roku mają się odbyć wybory samorządowe – nie rezygnujmy ze swoich praw i obowiązków. Są tacy, którzy twierdzą, że już próbowali demokracji, zawiedli się i to im wystarczy, że administracja samorządowa, na którą tak bardzo narzekają i mają jej dosyć, działa wbrew ich oczekiwaniom. Pora zadać jeszcze parę pytań: Ile razy w ciągu 4 ostatnich lat byli u radnych z jakimś problemem w swojej gminie czy swoim mieście? Potrafią podać nazwiska radnych, chociaż z ich okręgu, albo wskazać gdzie lub kiedy ci mają swoje dyżury?

Jeśli nie, to zamiast w nieskończoność zasłaniać się czymś, nawet cynizmem, lepiej im się przyznać, że nie wiedzą czym jest demokracja, nie mają pojęcia kiedy i jak działa samorząd a kiedy nie działa, co to są wybory, kogo wybierają i jakie będą obowiązki tych osób w ich (nowych) rolach. Miejmy odwagę przyznać się do tego a nikt więcej nie będzie namawiał do wzięcia udziału w tych wyborach.

Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi, nie? Właśnie o święty spokój, żeby człowieka w tym spokoju zostawić z jego własnymi problemami? A demokracja pal licho.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Napięcie wokół Tajwanu. Chiny rozpoczęły manewry

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto