MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Kandydaci nie całkiem za-radni

Dawid Ślusarczyk
katowice.naszemiasto.pl
Kiedy jak kiedy, ale na kilka dni przed wyborami wszelkie możliwe kanały dotarcia kandydatów do wyborców powinny być szeroko otwarte. Czym tłumaczyć, że jest inaczej?

Tak jak w wielu innych aspektach życia w społeczeństwie, w przypadku wyborów istnieje kilka możliwych strategii postępowania, których skuteczność potwierdzała się w jednych wyborach, by w innych prowadzić kandydata do sromotnej klęski.

Jedni, „długodystansowcy”, wolą rozpocząć kampanię wyborczą dosyć wcześnie, nawet zanim jeszcze świadomość zbliżających się wyborów na dobre zagości w umysłach wyborców. Zyskany w ten sposób czas można poświęcić na przygotowanie długiej kampanii wyborczej, w której okazji do przedstawienia swojego programu oraz dotychczasowych osiągnięć będzie więcej niż wystarczająco.

Całkowitym przeciwieństwem jest kampania „sprinterska”, kiedy to działania sztabu lub samych kandydatów przez większość okresu jej trwania można określić mianem minimalistycznych, zaś dostępne zasoby są starannie gromadzone i kumulują się po to, by w ostatnich dniach przed wyborami można było „uderzyć do wyborców” z tak zwanej „grubej rury”, licząc na to, że przyłapana w takim rozkroku, niespodziewająca się niczego konkurencja nie będzie w stanie zareagować na czas i w sposób adekwatny (również, a może zwłaszcza finansowo).

Wszyscy chcą autonomii Śląska

Siła tego uderzenia, wraz z uwolnionym dzięki niemu dodatkowym emocjom i znaczną świeżością takiego działania, w porównaniu z działaniami konkurencji sprzed miesiąca lub dwóch, o których to działaniach przecież prawie nikt już dzisiaj nie pamięta, powinna wygenerować wystarczająco dużo energii i medialnego szumu, by wyostrzyć, ocieplić lub rozjaśnić wizerunek, tym samym znacząco zwiększyć szansę w wyborach - przynajmniej tyle na ten temat mówi teoria.

Dzisiaj, w dobie całkiem powszechnego dostępu do Internetu, powszechnych mediów i łatwości działania na rzecz społeczności lokalnej, na tak silnie zurbanizowanym obszarze o skuteczne posunięcia nie powinno być trudno. Najrozsądniejsze wydaje się znalezienie dla każdego kandydata z osobna ich własnego „złotego środka”, dzięki czemu zarówno bardziej i mniej wyraziści czy rozpoznawalni kandydaci mogą przechylać szalę zwycięstwa na swoją stronę. Szczególnie łatwo powinno o to być w kwestii obecności kandydata w sieci - to przecież jednorazowy koszt, który przy dobrym planowaniu może zamknąć się w kilkuset czy nawet kilkudziesięciu złotych i przydawać się wielokrotnie.

Nie trzeba chyba zaznaczać jak wielkim ułatwieniem, dla wyborców i wybieranych, jest tak atrakcyjna i skuteczna możliwość prezentowania siebie. Jakby tego było mało, w minionych miesiącach w Internecie pojawiły się liczne strony internetowe, pomagające nie tylko uzyskać informację o samych wyborach i ich ogromnym znaczeniu, ale także oferując dostęp do ankiet, które każdy kandydat może za darmo wypełnić i przesłać celem publikacji w serwisie. Tylko w ciągu pięciu minut podobnych serwisów można znaleźć aż kilka.

Gdy jednak przyglądniemy się strategii obranej przez miażdżącą większość kandydatów w naszym rejonie, trudno będzie nie odnieść wrażenia, że kandydaci postanowili obrać jeszcze bardziej wyszukaną i przewrotną metodę - docierania do wyborców poprzez nie robienie niczego, co mogłoby tym ostatnim ułatwić dokonanie wyboru. Czy kandydaci nie są przekonani, że mogą wygrać wybory, czy może są tak pewni ich wyniku, że nie potrzebują kampanii?

W Katowicach spośród 349 kandydatów ubiegających się w 5 okręgach o łącznie 28 mandatów w radzie miasta tylko garstka posiada swoje strony internetowe, na których można zapoznać się z programem i dotychczasowymi działaniami kandydatów na rzecz miasta lub dzielnic. Jeszcze mniej osób w celach autopromocji korzysta z narzędzi oferowanych przez serwisy takie jak Facebook, Twitter czy MySpace, z rzadka udostępniając możliwość podjęcia jakiegokolwiek dialogu. Spotkania z mieszkańcami należą do prawdziwej rzadkości, jeśli w ogóle mają miejsce – nie wiedzieć czemu na taką „awangardę” pozwalają sobie jedynie kandydaci do fotela prezydenta miasta. Szczątkowe informacje o kandydatach na radnych z trudem znaleźć można na lokalnych stronach partii i ugrupowań, z których list startują. Nie dotyczy to jednak kandydatów niezależnych, startujących z „cudzych list”.

Poza plakatami, które dzisiaj częściej znikają z ulic, niż się na nich pojawiają, trudno spotkać się nawet ze zwykłymi ulotkami, z których można by próbować uzyskać choć szczątkowe informacje na temat kandydatów. Prowadzone zwykle przez organizacje pozarządowe informacyjne serwisy wyborcze także nie cieszą się zainteresowaniem naszych przyszłych radnych, gdyż w przeważającej większości jedynymi informacjami, jakimi dzięki tym serwisom wzbogacimy naszą wiedzę o kandydatach, są ich imiona i nazwiska, numery i pozycje list i nazwy komitetów wyborczych – kandydaci nie chcą uzupełniać danych o sobie nawet wtedy, gdy nie kosztuje to ich ani złotówki.

Trudno powiedzieć, czy znajdzie się chociaż piątka kandydatów, która wybory traktuje na tyle poważnie, że zależy jej na dotarciu do wyborców w ich okręgu. Optymizmem napawają próby zastosowania całkiem innego, nowatorskiego podejścia do kampanii i samych wyborów, ale skala tych działań jest bardzo ograniczona – za co jednak nie można winić kandydatów. Jedynym, i tak mało skutecznym i nieobiektywnym wybawieniem z tej sytuacji są wyszukiwarki internetowe, które swoistym „rzutem na taśmę” mogą pokierować mieszkańców we właściwą (choć niekoniecznie) stronę, odsyłając do artykułów prasowych, z których wreszcie coś można wynieść - między innymi nauczkę, by na przyszłość nie zostawiać tak istotnych spraw na ostatnią chwilę. Na szczęście nasza demokracja powolutku zaczyna dojrzewać, przez co już niedługo samo śledzenie najistotniejszych wiadomości w naszym mieście pozwoli jeszcze na długo przed wyborami upewnić się na kogo warto głosować a na kogo nie.

Kto wie, być może zalążki takiej obywatelskiej postawy pojawią się już w trakcie kolejnych wyborów? Świat w 2014 roku będzie przecież zupełnie inny – wszystko zależy od nas. Póki co, radziłbym jednak wykorzystać te ostatnie dni przed wyborami 2010 roku, gdyż tylko ci, którym obecny stan naszych wsi, miast i województw całkowicie odpowiada, próbują uniknąć wzięcia udziału w głosowaniu. Dla całej reszty nawet takie trudności w podjęciu decyzji nie powinny okazać się barierą niemożliwą do przeskoczenia albo obejścia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jarosław Kaczyński nie stawił się przed komisją śledczą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto