MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dajcie mi trochę czasu...

HENRYKA WACH-MALICKA
zdj.ARKADIUSZ ŁAWRYWIANIEC
zdj.ARKADIUSZ ŁAWRYWIANIEC
Rozmowa z HENRYKIEM BARANOWSKIM - dyrektorem Teatru Śląskiego w Katowicach. - Zna pan już swoje katowickie pseudo? -?! - Dla jednych Fantasta, dla innych Nawiedzony. - Aha (śmiech).

Rozmowa z HENRYKIEM BARANOWSKIM - dyrektorem Teatru Śląskiego w Katowicach.

- Zna pan już swoje katowickie pseudo?
-?!

- Dla jednych Fantasta, dla innych Nawiedzony.
- Aha (śmiech). To może lepiej, że trafił się nawiedzony niż nijaki. Rozumiem, że to l propos moich planów repertuarowych i organizacyjnych...

-...które życie może boleśnie skorygować. Trudno będzie panu sprostać własnym wyzwaniom; po drodze są finanse, sprzeczne wymagania publiczności, oczekiwania tzw. organów założycielskich.
- I dlatego na starcie powinienem zrezygnować z marzeń? Nie mam zwyczaju! A poza tym ja nie będę robił teatru w pojedynkę; już mam wielu sojuszników, a - daj Boże - będzie ich więcej. W zespole, wśród przyjaciół tej sceny. Dajcie mi sprowokować jakiś ferment; intelektualny, artystyczny...

- No to pierwsze zamieszanie mamy już za sobą; ogłosił pan konkursy na poszczególne obsady.
- Castingi są normalną metodą pracy w teatrach. I maksymalnie uczciwą! Pozostawianie obsady w gestii dyrektora zawsze budzi dyskusje i niepotrzebne interpretacje. Ja zapraszam reżyserów i za ten dobór ponoszę odpowiedzialność. Ale to ich realizacje, więc mają prawo pracować z kim chcą. Mogę złożyć natomiast deklarację, że zespołu nie skrzywdzę. A wręcz odwrotnie - ,umorduję" moich aktorów do cna; muszą jednak tego chcieć.

- Niech się pan jednak nie dziwi ich niepokojom.
- Nie dziwię się, ale zaręczam, że niepokój może być twórczy, bo wyrywa z letargu. Ja sam sobie takie emocje preparowałem, na przykład rzadko pracując w systemie etatowym. Musiałem znaleźć siły, by nie zginąć. A porażki leczą człowieka z iluzji.

- Ryzykował pan wiele razy. Kiedy z najlepszym skutkiem?
- Gdy wyemigrowałem z Polski, po drugim zakazie pracy zawodowej. Nie miałem już ochoty na walkę z cenzurą i z tymi, którzy mi nie sprzyjali. Skok w nieznane i decyzja raczej desperacka. Wyjechałem do Berlina, bo to było jedyne w okolicy bezwizowe miasto, a ja właśnie dostałem paszport. Po pół roku zacząłem tam uczyć aktorstwa, po roku założyłem teatr. Transformtheater istniał 12 lat i zamknąłem go z własnej woli, a nie dlatego, że ktoś mi kazał. Ale nie mogłem tego wiedzieć tamtego ranka, kiedy wstałem i powiedziałem sobie: mam dosyć, muszę coś zmienić. Ryzyko opłaciło mi się i w ,odwrotną stronę" - pracując w Berlinie, po kilku latach chętnie byłem widziany... w Polsce. Czy mógłbym tego doznać, gdybym nie miał pasji i fantazji?! Nawet niemieckiego uczyłem się w biegu, już w pracy, a pierwsze rozmowy z aktorami prowadziłem po angielsku.

- Wszystko było takie różowe, żadnych przeszkód?!
- Trudny początek, dobry koniec. Pamięta się koniec.

- Dlaczego wrócił pan do Polski?
- Po obaleniu Muru Berlińskiego już nic nie było takie samo; niestety, także w negatywnym znaczeniu. Na sile przybrały tendencje nacjonalistyczne i niechęć wobec przybyszów. Sam jej nie doświadczyłem, ale sytuacja wydała mi się dyskomfortowa. Kochałem Berlin - miasto wolne, międzynarodowe. Berlin - miasto pruskie, nie podobał mi się wcale. Wtedy wróciłem. Na początek zrealizowałem w Teatrze Szwedzka ,Ulissesa" Jamesa Joyce'a, zdawało mi się, że znalazłem twardy grunt. Ale to był początek lat 90. Odwilż dla myślenia, szlaban... produkcyjny. Rynek się skurczył, teatry wpadały w pułapkę komercji, dyrektorzy niechętnie angażowali ,obcych" reżyserów.

- I co w tym dobrego?
- Znowu musiałem się pozbierać i wykazać inicjatywę. Tym razem było jednak prościej. Znów wyjechałem za granicę, realizowałem spektakle m.in. w USA i w Rosji.

- Nie każde ryzyko się opłaca.
- Nie każde. Problem w tym, że nie zawsze wiemy, które grozi klapą. Moją największą porażką była inscenizacja ,Zamku" Franza Kafki w warszawskim Teatrze Współczesnym, choć nic jej nie zapowiadało. Nie tylko nie zobaczyła go publiczność, ale nawet nie mogłem swojej roboty odkupić od teatru za własne pieniądze. Ale nie dowiemy się, co możemy wygrać lub stracić, jeśli nie spróbujemy.

- Katowice to kolejne ryzyko?
- Nie zakładam takiej wersji. Śląsk mnie fascynuje, także w pozaartystycznym wymiarze. Mam przeczucie, że oddając to, co umiem, wielu rzeczy mogę się także nauczyć. Jestem otwarty na wszelkie propozycje.

- A co pan naprawdę wie o Śląsku?
- Że niby nic? Pomyłka, proszę pani. Po pierwsze, już tu pracowałem; krótko, ale jednak. Po drugie, mam na Śląsku wielu przyjaciół, z którymi sporo dyskutowałem, nim przyjąłem propozycję kierowania teatrem. Po trzecie, to jest miejsce, w którym dokonają się - najwcześniej w Polsce - wielkie zmiany w świadomości ludzi i technologii pracy. Bieda, desperacja i zagubienie na razie przynoszą bunt, ale za parę lat ten region, który ma gigantyczny potencjał, zagospodaruje swoją energię. Osobiście wiążę ten proces z wejściem do Unii Europejskiej; nie tylko w sensie współfinansowania, ale kontaktów zawodowych, otwartości na zmiany. Pani uśmiecha się sceptycznie, ale ja myślę, że to jest realny scenariusz.

- Jeden z kilku. Pan też zamierza walczyć o pieniądze spoza województwa?
- Fantasta stojący w kolejce po pieniądze? Miły widok, ale ja powierzę starania profesjonalistom. Za parę dni spotykam się z prawnikiem, który jest po stażu w Brukseli. W jego gestii będzie wypełnianie wniosków i pertraktacje.

- No właśnie, pieniędzy było, jest i będzie mało, a teatr w Katowicach mamy jeden. Wiele osób trwoży się pańską wizją repertuaru i kategorycznym ,nie interesuje mnie teatr akademicki".
- Dziękuję za pytanie, nareszcie będę mógł wyjaśnić nieporozumienia, jakie - nie wiem czemu - narodziły się wokół moich koncepcji. Teatr akademicki to dla mnie teatr, który wie, co ma robić na trzy lata naprzód; sądzi, że jest mądrzejszy od publiczności i unika wszelkich sporów o swój kształt. Takie działanie rzeczywiście mnie nie interesuje. Ale to nie oznacza, że zamierzam zmienić gmach w Rynku w jakiś tygiel szalonych eksperymentatorów. Dialog z publicznością można i trzeba nawiązywać także za pomocą klasyki dramaturgii. Rzecz w tym, żeby tę klasykę czytać na miarę XXI wieku, bo na ożywionego trupa nikt nie przyjdzie. A ja chcę, żeby ludzie do nas przychodzili. Nie tylko oglądać to, co mamy do sprzedania, ale także porozmawiać o tym, cośmy ulepili.

- Ciekawe gdzie?
- W Malarni, choćby. Przecież w Katowicach nie ma takiego miejsca, w którym można by pogadać po premierze, już nieoficjalnie, na tej adrenalinie, która nie znika po oficjalnym bankiecie. Zapraszam.
- Pożyjemy, odwiedzimy, zobaczymy. I niech się panu uda, bo to także nas, widzów, interes!
Rozmawiała:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto