MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Były selekcjoner po raz pierwszy ujawnia, że chce kandydować na stanowisko prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej

Rozmawiał Rafał Musioł
Antoni Piechniczek  Fot. Rafał Klimkiewicz
Antoni Piechniczek Fot. Rafał Klimkiewicz
Rozmowa z Antonim Piechniczkiem Będzie pan kandydował na stanowisko prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej? Ostry początek... Zadam więc pytanie pomocnicze: rozmawiał pan już z kimś ze związku? Z prezesem ...

Rozmowa z Antonim Piechniczkiem

Będzie pan kandydował na stanowisko prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej?

Ostry początek... Zadam więc pytanie pomocnicze: rozmawiał pan już z kimś ze związku?

Z prezesem Rudolfem Bugdołem. Przyznał, że widziałby pana w strukturach związku. A rolę sam pan ma sobie wyznaczyć. Może zatrudniłby pana w Wydziale Szkolenia?

Nie ukrywam, że struktury szkoleniowe były, są i będą bliskie mojemu sercu. Ale jestem trenerem, który odszedł już od pracy warsztatowej. Jeśli mam jeszcze coś zrobić to problemy śląskiej piłki chciałbym oceniać szerzej, nie tylko w kontekście szkolenia. Przyznam szczerze, że w życiu dałem się wykorzystać dwóm osobom, mniejsza o nazwiska: podejmując się drugi raz pracy z reprezentacją i wchodząc do polskiego klubu. Tymczasem jestem człowiekiem spełnionym i podobnych błędów już nie popełnię. Stać mnie na to, by pracować na własny rachunek. Przez całe życie szedłem sam, nie chowam się za niczyje plecy.

A więc odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: tak?

Odpowiem inaczej: Kazimierz Górski gdy miał siedemdziesiąt lat został prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. A ja mam dopiero sześćdziesiąt, nie czuję się wypalony i chyba mógłbym sporo dla piłki zrobić. I chciałbym, żeby była to funkcja bardzo odpowiedzialna, a nie tylko np. koordynatora do spraw szkoleniowych czy szefa Rady Trenerów w Katowicach. Ale sądzę też, że mojego wejścia na Francuską (siedziba Śl. ZPN - przyp. red.) wiele osób się obawia. Bo układy zostaną rozbite. Czasami po prostu trzeba przewietrzyć szatnie.

Nastąpiłaby zmiana warty?

Jestem z pokolenia piłkarzy, które nie załapało się na zaszczyty. Do partii nie musieli się zapisywać, do Solidarności nie zdążyli, później nie zaoferowano im godnych miejsc w klubach, które rozsławiali. To pokolenie w dużej mierze przegrane. A jest wśród nich wielu wartościowych i mądrych ludzi, których - myślę - zdołałbym za sobą pociągnąć w pozytywnym sensie tego słowa, czyli uwolnić ich energię i wiedzę.

Czy zapowiadane przez prezesa Bugdoła spotkanie doszło już do skutku?

Rozmowa była kulturalna i, powiedziałbym, grzecznościowa. Niewiele z niej wynikło konkretów. Prezes Bugdoł dał mi do zrozumienia, że nadal chętnie sprawowałby swoje stanowisko i będzie startował w kolejnych wyborach.

To jednak pana nazwisko znaczy w piłkarskim środowisku więcej niż nazwisko prezesa Bugdoła i jest często wymieniane właśnie w kontekście posady sternika piłki w naszym regionie.

Funkcja prezesa jest wybieralna i najpierw musi do tych wyborów dojść. Poza tym trzeba być bardzo ostrożnym w prognozach. Ale wsłuchuję się w ludzi, bo dziś prezesa nie przynosi się w teczce, musi on mieć poparcie. Przypuszczam zresztą, że kandydatów będzie więcej niż dwóch. Pan poseł Józef Kubica, który minimalnie przegrał poprzednio z Marianem Dziurowiczem, na pewno też ma swoje ambicje. Może ja będę tym trzecim, który ma coś więcej do zaoferowania. Przede wszystkim jednak poczekajmy cierpliwie na wybory, bo nie mam zamiaru za wszelką cenę wskakiwać w fotele.

Wspomniany Marian Dziurowicz w prywatnych rozmowach przyznawał, że jest pan jego głównym kandydatem na schedę po nim, choć zapewne nie przypuszczał, że dziedzictwo będzie do objęcia tak szybko. Prezes Bugdoł mówi, że jemu także wyjawił swoją wolę w chwili słabości, ale nie ujawni o kim była mowa. Czuje się pan spadkobiercą "Magnata"?

Nigdy na ten temat z nim nie rozmawiałem. Przyznam szczerze, że po tym jak po raz drugi przestałem być selekcjonerem, nasze drogi się rozeszły. On wrócił na Śląsk, ja wycofałem się z życia publicznego. Takich propozycji z jego ust nie słyszałem, ale nie ukrywam, że takie wieści bardzo mi pochlebiają. Przypuszczam zresztą, że nie było mu obojętne kto go zastąpi. Gdybym odchodząc z kadry miał wpływ na wybór następcy też optowałbym za postacią silną i z charyzmą, np. za Zbigniewem Bońkiem.

A jaki musi być prezes Śl. ZPN?

Musi mieć pomysł i siłę sprawczą, bo do zrobienia jest bardzo dużo. Trzeba też nawiązać współpracę z politykami. To od nich przecież zależy m. in. logiczna restrukturyzacja górnictwa, które ma wpływ na kondycję śląskiej piłki. A ona, czy się komuś podoba czy nie, oddziałuje na samopoczucie znacznej części mieszkających tu ludzi.
Dlatego trzeba bronić 16 drużyn w ekstraklasie. Bo przy 12 możemy doczekać się wkrótce czasów, że zostanie w niej jeden śląski zespół, albo nawet spadną wszystkie. A tu nie chodzi tylko o sport, ale o miejsca pracy.

Jak pan ocenia to, co dzieje się po śmierci Mariana Dziurowicza - czyli próbę zrzucenia na niego odpowiedzialności za niektóre działania?

Czuję niesmak, tak być nie powinno. Często mieliśmy różne zdania, ale na pewno "Magnat0 ma wiele zasług dla śląskiej piłki, jego bilans wychodzi na wielki plus.

A może nadszedł czas, by to pan wrócił do Katowic, a niektóre osoby wyjechały w Beskidy, by spokojniej i rozsądniej spojrzeć na wszystko z dystansu?

Rozumiem, że to żart, choć niezbyt daleki od prawdy. Przyznam się, że dopiero pracując daleko od Polski miałem czas na głębsze refleksje. To po pewnym czasie procentuje.

A do działalności w klubie pana nie ciągnie?

Po pracy w Górniku były pewne "sondaże", m. in. z Wisły Kraków. Ale teraz, jeśli mam wrócić do piłki, interesuje mnie tylko to, by posiadać wpływ na najważniejsze decyzje. Nie chciałbym już firmować swoim nazwiskiem cudzej działalności czy wdawać się w dywagacje o wartości "gorącego kubka".

Niektórzy twierdzą nawet, że woli pan karierę naukową niż działacza?

Współpracuję z uczelnią, ale o karierze naukowej bym nie mówił. Sądzę, że przede mną jeszcze trzy ważne ścieżki: właśnie AWF oraz Śląski Związek Piłki Nożnej i, może, PZPN? Np. w roli członka Zarządu czy w Wydziale Szkolenia. Kto wie...

Antoni Piechniczek

- ur. 3.05.1942 r. w Chorzowie. Jest jedynym trenerem, który dwukrotnie wprowadził reprezentację Polski do finałów mistrzostw świata. W 1982 roku w Hiszpanii zajął z nią 3. miejsce, cztery lata później w Meksyku zakończył udział w drugiej rundzie. Po raz drugi pracował z biało-czerwonymi od maja 1996 do czerwca 1997. Był zawodnikiem Zrywu Chorzów, Naprzodu Lipiny, Legii Warszawa, Ruchu Chorzów i Chateauroux (Francja). Trzy razy wystąpił w drużynie narodowej. Jako trener pracował także z reprezentacją Tunezji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz w BKS Bielsko-Biała, Odrze Opole, Ruchu Chorzów, Górniku Zabrze, katarskim Al-Rayyan Doha, tunezyjskim Esperance i arabskich Al-Shabbab, Al-Whda i Al-Nasr.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Derby Trójmiasta: oprawa meczu Lechia Gdańsk - Arka Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto