Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragedia pod Rysami: 28 stycznia 2003 roku lawina porwała tyskich licealistów [WSPOMINAMY]

Jolanta Pierończyk
Jolanta Pierończyk
Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe - TOPR
Tragedia pod Rysami. 28 stycznia 2018 r. o godz. 10.45 minęło 15 lat od zejścia lawiny z Rysów, która porwała dziewięcioro uczestników wyprawy górskiej z I LO im. Leona Kruczkowskiego w Tychach. Uratowała się tylko jedna dziewczyna, osiem młodych osób zginęło.

15 lat temu w Tatrach zginęło ośmioro uczestników wyprawy górskiej z I LO im. Kruczkowskiego w Tychach: sześcioro licealistów, starszy brat jednego z nich i jeden z opiekunów. Ich nazwiska wypisano na tablicy pamiątkowej, która w pierwszą rocznicę tragedii zawisła na ścianie w szkole.

W akcji ratowniczej brało udział wówczas 30 ratowników TOPR, w tym dwóch lekarzy i sześciu przewodników psów lawinowych oraz 17 przeszkolonych pracowników Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Tego feralnego dnia zginęli: Ewa Pacanowska, Artur Rygulski, Szymon Lenartowicz, bracia Andrzej i Łukasz Matyśkiewiczowie, Justyna Narloch i Tomasz Zbiegień. Dwa i pół miesiąca po zejściu lawiny zmarł natomiast Przemysław Kwiecień.

Co roku, w każdą kolejną rocznicę, społeczność szkolna zapala tam znicze i co roku uczestniczy w mszy św. w ich intencji.

Nauczyciele wspominają tyskich uczniów [WIDEO z 2017 roku]

Tragedia pod Rysami: 28 stycznia 2003 roku lawina porwała tyskich licealistów [WSPOMINAMY]

To była największa tragedia lawinowa, jaka do tej pory wydarzyła się w polskich Tatrach. Piętnaście lat temu, 28 stycznia wypadł we wtorek. To był drugi dzień ferii zimowych i drugi dzień pobytu w Tatrach młodzieży z "Kruczka". Pierwszego dnia Rysy zdobyła jedna część grupy, drugiego miała na szczyt pójść druga.

- Kiedy wracaliśmy, tuż przed schroniskiem dwie czy trzy pary raków się zepsuły i śmialiśmy się, że następnego dnia nikt nie pójdzie na szczyt, bo nie będzie sprzętu - opowiadał nam jeden z uczestników tej wyprawy, Michał Lubos, który był w grupie, jaka Rysy zdobyła dzień wcześniej.

- Ale wieczorem zdołaliśmy je naprawić i wszystko było gotowe na następny dzień. Spać położyliśmy się dość późno, bo nie mogliśmy się nagadać o tym, jak się chodziło po Tatrach. Było wesoło. Śmialiśmy się, wygłupiali. Rano obudziliśmy się po dziewiątej (ONI wyszli około siódmej). Nie było za pięknie, ale nie martwiliśmy się o kolegów, bo w górach pogoda zmienna jest i niekoniecznie ta sama w różnych miejscach. Kiedy my szliśmy przez Morskie Oko, to była mgła, a trochę dalej – czyste niebo.

Tak to jest. Około dziesiątej wpadliśmy na pomysł, żeby wyjść kolegom naprzeciw. Poprzedniego dnia około południa byliśmy już w drodze powrotnej koło Czarnego Stawu, liczyliśmy więc, że gdy tam dojdziemy, to powinniśmy się spotkać. Około jedenastej byliśmy na miejscu, usiedliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie oni mogą być. Ktoś zauważył w górze malutkie punkciki. To byli oni. Ktoś wyciągnął lornetkę i zaczęliśmy ich obserwować. Szli w odstępach. Jedna trójka już zniknęła za granią, druga dochodziła, inni byli jeszcze dalej...

I nagle huk potężny, nie do opisania. Lawina. Wszystko leci. Panika.

I nagle huk potężny, nie do opisania. Lawina. Wszystko leci. Panika. Nasz opiekun kazał nam natychmiast schodzić w dół (do schroniska nie było daleko, tylko przejść przez Morskie Oko), sam został i wezwał toprowców. Ze schroniska obserwowaliśmy przez lornetkę stok. Zobaczyliśmy, że ktoś schodzi, więc pojawiła się nadzieja, iż może ich to ominęło. A potem warunki bardzo się pogorszyły, zaczął sypać śnieg i pozostało już tylko czekanie. Czekanie jest najgorsze. Lepiej wiedzieć od razu i zacząć żyć z tą wiadomością, próbować się ustawić do nowej sytuacji niż czekać.

- Należało wejść na szczyt jednego dnia, raz z jedną grupą, raz z drugą, jak na Mont Blanc – mówił wtedy nauczyciel, który wycieczkę zorganizował. W Tatrach (i nie tylko) był nie raz. Dokładnie rok wcześniej drogę na szczyt odbył z kilkoma uczniami. Wśród nich byli Przemek i Ewa, jedni z tych, których w roku 2004 porwała lawina.

- Ewa zrezygnowała na sto metrów przed celem, usiadła i czekała na nas. Przemek stanął na szczycie – mówił nauczyciel. – Ten wyczyn stał się głośny w szkole. Dlatego następnego roku liczba chętnych urosła do dwudziestu...

Wieść o lawinie lotem błyskawicy obiegła cały kraj. Radio i telewizja w tamten pamiętny wtorek mówiły tylko o tym. Pod „Kruczkiem” zapłonęły znicze. Na terenie szkoły zaczęły się pojawiać kartki z wierszami, jakie powstały pod wpływem tej strasznej wiadomości.

„Już Niebo Was tuli w objęciach/ po fioletowych wiedzie wrzosowiskach,/ Zamknęło w wieczności skarby nasze./ Cisza.../ I nikt jęku ni skargi: „Mamo” nie posłyszał,/ a kurniawa hen, w dal poniosła cichutkie westchnienia./ I Rysom darowali ostatnie spojrzenia, / gdy śnieg się rozprysnął, jak marzenia / na ich młodych ustach./ Pustka...”, napisała Ania Albińska. „”Jak szybko potrafią zasnąć powieki/ Drżące od zimna/ Jak wiele trzeba/ By móc ogarnąć/ Białą przestrzeń ciszy...”, zaczęła swój wiersz Ania Tońska.

Wraz z nauczycielem, który ich powiódł w Tatry, uczniowie trzeciej i czwartej klasy zebrali te kartki i złożyli w tomik zatytułowany „Biała cisza”. Z tego właśnie tomiku pochodzi piosenka ze słowami Oli Liptak i Małgosi Marczuk oraz z muzyką Piotra Grzesiaka, którą utworzony naprędce chórek śpiewał na każdym pogrzebie. „Kiedyś spotkamy się/ Tam gdzie tylko radość jest...”, obiecywali sobie w refrenie.

Większość z tych utworów doczekało się muzyki. Skomponowali ją ówcześni uczniowie i absolwenci. Zostały nagrane na płytę pt. „Requiem”. Na okładce pod zdjęciem Ofiar lawiny jest taki podpis: „Kiedy rozstajesz się ze swoim przyjaciele, nie smucisz się. Albowiem to, co w nim kochasz, może stać się wyraźniejsze podczas jego nieobecności. Tak jak góra oglądana z równiny wydaje się ostrzej zarysowana dla wspinającego...”

W pierwszą rocznicę tragedii w szkole została odsłonięta tablica pamiątkowa z napisem: „Daj nam wiarę w mrok i świt/ daj hart tatrzańskich skał”. Są tam też nazwiska wszystkich ofiar lawiny. Ma to być nasz hołd Ich pamięci, ale i ostrzeżenie dla innych. Swoiste memento, że góry są silniejsze od człowieka.

Lawina, która 28 stycznia 2003 zeszła z Rysów porwała siedmiu licealistów z „Kruczka” oraz ich dwóch opiekunów. Przeżyła tylko jedna dziewczyna, która została wydobyta z niewielkimi obrażeniami. Jej kolega, Przemek Kwiecień, był w tak ciężkim stanie, że zmarł w szpitalu po dwóch i pół miesiącu. Prócz nich ratownicy wydobyli tego dnia również ciało 22-letniego Łukasza Matyśkiewicza. Resztę ofiar Tatry zaczęły oddawać dopiero po ponad trzech miesiącach: 13 maja Szymona Lenartowicza, 5 czerwca Artura Rygulskiego, 7 czerwca Ewę Pacanowską i Andrzeja Matyśkiewicza, 8 czerwca Tomasza Zbiegienia (drugi opiekun), 17 czerwca Justynę Narloch.

W roku 2010 powstał film fabularny "Cisza", opowiadający o tragedii tyskich licealistów, którzy w styczniu 2003 r. zostali porwani przez lawinę schodzącą z Rysów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto