Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szadok - Tu diabeł mówi dobranoc

Justyna Przybytek
Taki był widok z okna kamienicy przy ul. Szadoka w maju tego roku
Taki był widok z okna kamienicy przy ul. Szadoka w maju tego roku fot. Marzena Bugała
Ludzie na Szadoka żyją między torami kolejowymi, to ich przekleństwo

Dwa domki jednorodzinne, kamienica, ogródki działkowe… To mieszkaniówka przy ul. Szadoka. Jak się tu żyje? Jak w pociągu! I to dosłownie. Na Szadoka życie toczy się w rytm kursujących tędy pociągów. Ulica przebiega między dwiema trakcjami kolejowymi! Do tego od strony ul. Załęskiej zamykają ją kolejne tory - odcinek między stacjami w Brynowie i Ligocie - codziennie przejeżdża tędy 150 pociągów.

Na ulicy Szadoka byliśmy w maju. W redakcji "Dziennika Zachodniego" rozdzwoniły się wówczas telefony.

- Zalało nas! Od tygodnia nie mamy prądu - alarmowali mieszkańcy tej okolicy. Faktycznie, wyglądało tu jak w tym samym czasie w Bieruniu. Domki jednorodzinne zalane do połowy parteru, albo i wyżej, ogródki działkowe po dach, w kamienicy mokre były piwnice. Strażacy nie mogli odpompować wody, bo brakowało sprzętu, a elektrycy nie chcieli włączyć prądu, bo stacja transformatorowa była zalana.

Przed kilkoma dniami ludzie zadzwonili znów. Sprzątają, myją, czyszczą, wietrzą, suszą, wyrzucają meble i sprzęty domowe i szacują straty. Józef Sikorski z domku z numerem 31 chodzi po okolicy w poszukiwaniu ogrodowych mebli. Drewniany stół znalazł kilkaset metrów od posesji.

- Odpłynął - opowiada. Zniszczone jest wyposażenie domu, piec na węgiel nie nadaje się do użytku, trzeba wyrzucić lodówkę, od podłogi odchodzą listwy, w śmietniku ląduje kilkadziesiąt zajętych przez pleśń książek. Ludzie myślą o remoncie. Dostali już nawet zapomogi dla powodzian, 6 tys. od państwa i 3 tys. z miasta. Na generalny remont nie starczy, ale na początek jak twierdzą i to dobre.

- Tyle że po co remontować, jeśli za kilka dni znów będzie padało? - pyta Sylwia Sikorska. Sikorscy są rodzeństwem, w domu na Szadoka mieszkała ich matka. Starsza kobieta była w maju, kiedy woda zalała już całą piwnicę i podchodziła na parter, ewakuowana ze swojego domu przez strażaków. Teraz jest u rodziny. Dom nie nadaje się do zamieszkania.

Przekleństwem ludzi z Szadoka są i sąsiedztwo kopalni Wujek, i tory kolejowe. W wyniku eksploatacji złóż węgla teren w okolicy się zapada - powstała niecka, w której znajdują się domki i kamienica. Mimo tego, gdyby jednak teren był dobrze odwadniany, nie byłoby groźby powodzi za każdym razem, kiedy mocniej popada.

Odwadniania nie ma, bo jak twierdzą mieszkańcy, kolejarze podwyższyli oba nasypy kolejowe okalające niewielkie osiedle i przy okazji zasypali rowy odwadniające. Efekt jest jak mówią taki, że ludzie mieszkają tu między nasypowymi wzgórzami i woda nie ma gdzie uchodzić.

Mieszkańcy oczekują pomocy. Od miasta, od PKP i od kopalni. Jak na razie widzieli w okolicy jedynie prezydenta Piotra Uszoka, wizytującego najbardziej poszkodowany w wyniku ulewy teren w mieście.

- Chodził po nasypie kolejowym. Oglądał. Dalej nie wiemy, co będzie, czy są jakieś decyzje. Remontować czy nie? - mówi Sikorska. W urzędzie rozważają inwestycje - przebudowę przepompowni, która znajduje się w okolicy, albo wyprowadzkę ludzi z Szadoka. Zwycięży tańsze rozwiązanie. Które? Nadal nie wiadomo.

Kombinują też kopalnia i kolej. Polskie Linie Kolejowe mają do władz kopalni Wujek pretensje podobne do tych zgłaszanych przez mieszkańców. Eksploatacja górnicza w tych okolicach doprowadziła do zapadania się terenu i torów. W sumie w ciągu ostatniego miesiąca PLK z powodu zalania torów kilka razy zamykały dla ruchu odcinek między Brynowem a Ligotą.

- Dwa lata temu Polskie Linie Kolejowe remontowały ten odcinek. Powinni zrobić to tak, aby nie dochodziło do takich sytuacji - po kolejnym zalaniu torowiska można było usłyszeć w śląskim zakładzie Przewozów Regionalnych.

Faktycznie, latem 2008 roku PLK wykonała na tym odcinku nowe podtorze, podnosząc zarazem wysokość nasypów. Rowów odwadniających nie zasypywali.

- Prowadząc te prace pytaliśmy kopalnię "Wujek" o możliwe osiadanie gruntu i nie otrzymaliśmy żadnych niepokojących sygnałów. Tymczasem w ciągu dwóch lat teren obniżył się o półtora metra. Utworzyła się niecka, do której spływa woda i stąd nasz kłopot - tłumaczy Karol Trzoński, dyrektor zakładu Linii Kolejowych w Katowicach.

Receptą na szkody górnicze ma być podniesienie nasypu torowiska i zabezpieczenie go tzw. ściankami Larsena. Kosztować może to 5 milionów złotych. Być może część tej kwoty weźmie na siebie kopalnia "Wujek". W tym tygodniu jej dyrektor ma się spotkać z szefem katowickiego zakładu PLK.

- To będzie dopiero początek rozmów. W ich trakcie docelowo ma zostać określony zakres prac, ich harmonogram oraz koszty - mówi Ryszard Fedorowski, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, właściciela KWK Wujek.

wsp. Michał Wroński

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto