Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Służby sanitarne są niedoinwestowane. Związkowcy alarmują, że braknie na badania

Agata Pustułka
sławomir seidler
Ogórkowa zaraza, ptasia grypa, rutynowe sprawdzenie wody pitnej czy żywności. Służby sanitarne muszą mieć pieniądze na badania, by chronić nas przed skutkami zagrożeń. Niestety, z pieniędzmi jest krucho.

Związkowcy z Solidarności alarmują, że środki kurczą się i istnieje obawa, że sanepidom braknie pieniędzy. A wtedy będziemy bezbronni wobec groźnych wirusów czy bakterii, które jak pokazał ostatnio przykład Niemiec, zbierają śmiertelne żniwo. Szybka reakcja służb jest niezbędna, by ograniczyć rozmiary katastrofy.

Źle jest w sanepidach w całej Polsce. Na bieżącą działalność, czyli testy, odczynniki, utrzymanie budynków, potrzeba ok. 100 mln zł. Do niedawna stacje wypracowywały dochód własny i mogły go wydać na swoje potrzeby. Jednak od stycznia tego roku pieniądze oddają do centrali, by je potem otrzymać z jedno- czy dwumiesięcznym opóźnieniem.

- Ale wirusy nie będą czekać. Na działalność potrzebujemy rocznie ok. 10 mln złotych, a dostajemy z budżetu 2-2,5 mln zł. Resztę musimy sobie wypracować - mówi Piotr Kaczmarczyk, wiceprzewodniczący sekcji pracowników sanepidu śląsko-dąbrowskiej Solidarności. Kaczmarczyk podkreśla, że dodatkowe środki uzyskiwano m.in. dzięki pracy specjalistycznych laboratoriów, które wykonywały prace zlecone.

- Mamy supernowoczesną pracownię wirusologiczną, utworzoną z własnych środków, ale teraz nie mamy na testy. Mamy świetny spektrometr masowy, czyli urządzenie do oznaczania zawartości pierwiastków w wodzie pitnej, ale jest zepsuty i nie mamy pieniędzy na jego naprawę - przekonuje Kaczmarczyk.

Z kolei Elżbieta Pisarczyk, szefowa sekcji krajowej, alarmuje, że bez pieniędzy stacje sanepidu nie będą płaciły swoich zobowiązań, będą się zadłużać, a w najgorszym przypadku nie będą miały za co przeprowadzać badań.

Bezpieczeństwo sanitarne sporo kosztuje

Rozmowa z Piotrem Kaczmarczykiem, przewodniczącym Solidarności w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach

Czy byłoby nas stać na takie działanie służb sanitarnych, jak miało to miejsce niedawno w Niemczech w związku z zakażeniami bakteriami E.coli?
Gdybyśmy musieli, tak jak Niemcy, zaangażować nasze środki, to gdzieś od połowy sierpnia nie mielibyśmy pieniędzy na statutowe działania. Chciałbym jednak podkreślić, że nie tylko moim zdaniem nasze służby sanitarne są lepiej zorganizowane i lepszy jest przepływ informacji.

W Niemczech służby sanitarne każdego landu działają autonomicznie. Nie ma przepływu danych, co było widoczne przy tej epidemii, bo każdy sobie rzepkę skrobał. W końcu sytuacja stała się bardzo niebezpieczna.
U nas informacja z Pcimia Dolnego natychmiast trafia do wszystkich i stawia na baczność laboratoria. Ale obawiam się, że w Polsce też może dojść do takiego rozdrobnienia organizacyjnego. Już oddanie stacji sanitarnych pod jurysdykcję wojewodów było takim krokiem w złym kierunku. Oni dostali kukułcze jajo.

Podkreślacie braki finansowe, które mogą sparaliżować pracę sanepidu. Ile tak naprawdę potrzeba śląskiemu sanepidowi pieniędzy na rok?
Gdyby nasz budżet wyniósł ok. 16 mln zł, to byłoby akurat tyle, żeby starczyło na wypełnienie światowych standardów. Chcę ostrzec, że jeśli nie dostaniemy więcej środków, to pod koniec roku czeka nas katastrofa.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaworzno.naszemiasto.pl Nasze Miasto