Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ryszard Zaorski: Łomnicki oddał mu łóżko...

Henryka Wach-Malicka
Ryszard Zaorski - zawsze uśmiechnięty, sypiący dowcipami
Ryszard Zaorski - zawsze uśmiechnięty, sypiący dowcipami Władysław Morawski
Żeby zostać aktorem, spał nawet na parkowej ławce! O Ryszardzie Zaorskim, nestorze śląskich scen, pisze Henryka Wach-Malicka.

Aktor-instytucja? To za mało. Kto zna Ryszarda Zaorskiego (a kto go nie zna?!) ten wie, że to człowiek-cała instytucja. I choć sam jest artystą pierwszej klasy, docenia innych artystów. Bywa obecny nie tylko na premierach kolegów, ale także na wernisażach, koncertach, pokazach filmowych i spotkaniach literackich.

Uważa, że to wzbogaca, bo nigdy nie wiadomo, kogo i kiedy przyjdzie mu zagrać na scenie. Każda nowa rola to nowe wyzwanie, a tych ról było prawie trzysta.

Ryszard Zaorski - właściwie Rysiu, bo jego ulubionym zajęciem jest natychmiastowe przejście na "ty" z każdą poznaną osobą - grywał postacie tragiczne i skomplikowane, jego koronnym gatunkiem jest jednak komedia. Pewnie dlatego, że i w życiu prywatnym pogoda ducha i niesamowite poczucie humoru dominowały zawsze nad innymi cechami jego charakteru. Rysiowi uchodziły płazem nawet żarty lekko dwuznaczne, bo okraszał je spojrzeniem niewiniątka i ciepłą serdecznością.

Nestor zespołu Teatru Śląskiego i ulubieniec publiczności, aktorstwo uważa nie tylko za zawód, ale za życiowe powołanie. Nawet po ciężkiej chorobie wracał do zdrowia szybciej niż diagnozowali lekarze, bo myślał już o kolejnych rolach.

Nie od razu chciał zostać aktorem, choć tak mu pewnie zapisano w gwiazdach, bo urodził się 27 marca, a to jest data Międzynarodowego Dnia Teatru. Pochodzi ze Lwowa, ale jako syn wojskowego mieszkał tam, gdzie akurat ojciec stacjonował. W czasie wojny brał udział w powstaniu warszawskim i miłość do harcerstwa, wyniesiona z działalności w Szarych Szeregach, pozostała mu do dziś. Nie ma w okolicy imprezy harcerskiej, na której zabrakłoby druha Zaorskiego.

Po wojnie zdał egzaminy zarówno na studia aktorskie w Krakowie, jak i do Akademii Medycznej. Nie został jednak lekarzem, choć coś było na rzeczy, bo ten zawód z sukcesem uprawia dziś jego syn. Po śmierci rodziców nie miał gdzie mieszkać, więc latem sypiał na ławce, na krakowskich Plantach, a zimą urządził sobie kącik na dworcu kolejowym. Może w końcu nie wytrzymałby tych spartańskich warunków, gdyby swoją kwaterą nie podzielił się z nim Tadeusz Łomnicki, kolega z teatralnej uczelni, a potem serdeczny przyjaciel do końca życia.

W teatrze pracował Ryszard Zaorski od II roku studiów. Statystowanie okazało się znakomitą szkołą zawodu, młody aktor zetknął się bowiem na scenie z prawdziwymi znakomitościami. Po raz drugi grał z nimi, gdy otrzymał już angaż do krakowskiego Teatru Dramatycznego (dziś Teatru im. J. Słowackiego). Partnerował, czasem w większych, czasem w mniejszych rolach, m.in. Ludwikowi Solskiemu, Jerzemu Leszczyńskiemu, Kazimierzowi Opalińskiemu i wielu innym tuzom polskiego aktorstwa. Sam zadebiutował, w 1950 roku, rolą Walusia w "Romansie z wodewilu".

Po ośmiu krakowskich latach przyjechał Ryszard Zaorski do Katowic i "został się" do dziś. Każdy z widzów ma w pamięci inną kreację znakomitego aktora. Kilka z nich weszło jednak na stałe do kroniki teatru polskiego. To z pewnością Szwejk, którego grał w dublerze z Kazimierzem Brusikiewiczem, ale także mądro-gorzki Stańczyk w "Weselu", niesamowity Vladimir w "Czekając na Godowa" i głęboko nieszczęśliwy w swojej niespełnionej miłości Hans Chrystian Andersen w dramacie "Z życia glist".

Jeśli mówi się jednak czasem o Rysiu jako o aktorze w starym stylu, to bynajmniej nie z powodu jego ponad osiemdziesięciu lat. I nie z powodu aktorstwa, bo ono jest nowoczesne, jak najbardziej. Tak się o nim mówi z powodu zalet jego charakteru, które trudno znaleźć u nas, młodszych. Ryszard pamięta zawsze o imieninach osób, które zna czasem tylko z widzenia, i telefonuje z życzeniami. Pyta każdego o zdrowie, gratuluje sukcesów, pociesza w trudnych chwilach. Uwielbiają go dziennikarze, bo jego anegdoty i wspomnienia, ilustrowane w dodatku aktorskimi etiudami "na temat", zasługują na jakiś film dokumentalny, tak są zabawne i pouczające. Z drugiej strony,

Ryszard od lat pamięta o grobach ludzi kultury naszego regionu, pali na nich znicze i zanosi kwiaty. Co nie oznacza, że interesuje go tylko przeszłość! Zawsze mówi, że dopóki starczy mu sił, będzie wszędzie tam, gdzie coś się dzieje.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto