Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Palikot pyta o katastrofę smoleńską

Andrzej Grzegrzółka
Kontrowersyjny poseł Platformy Obywatelskiej nie daje o sobie społeczeństwu zapomnieć
Kontrowersyjny poseł Platformy Obywatelskiej nie daje o sobie społeczeństwu zapomnieć fot. Małgorzata Genca
Trzy miesiące po katastrofie w Smoleńsku, mimo m.in. ujawnienia stenogramów rozmów w kabinie pilotów Tu-154, cały czas więcej jest niewiadomych niż spraw, które udało się w toku śledztwa wyjaśnić. Toczące się równolegle w Polsce i Rosji śledztwo prokuratury oraz prace specjalnych komisji w ostatnich tygodniach jakby straciły rozmach. Inaczej rzecz się ma, jeżeli chodzi o polityków.

Jarosław Kaczyński jeszcze podczas wieczoru wyborczego 4 lipca powiedział, że tragedię z 10 kwietnia, która jako taka z rzadka pojawiała się w kampanii wyborczej, trzeba wyjaśnić "w każdym wymiarze - moralnym, politycznym i prawnym". Konsekwencją słów prezesa PiS jest powołanie zespołu parlamentarnego ds. zbadania katastrofy smoleńskiej, pracami którego pokieruje Antoni Macierewicz. Do zespołu dołączyła większość posłów PiS.

Po zwycięstwie Bronisława Komorowskiego również Janusz Palikot wrócił do katastrofy. Oczywiście w swoim stylu. Poseł PO najpierw pytał publicznie m.in. o to, czy prezydent Lech Kaczyński był trzeźwy podczas lotu. Wczoraj na swoim blogu umieścił odezwę do "10 milionów ludzi w Polsce uważających, że Lech Kaczyński lub jego otoczenie doprowadziło do katastrofy smoleńskiej". - Janusz Palikot to rak polskiej demokracji - komentuje w rozmowie z "Polską" Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS.

Palikot nie spocznie

"Nie boimy się straszenia grzechem czy piekłem. Wierzymy w człowieka i jego rozum. Mamy przekonanie, że ta najbardziej prawdopodobna wersja zdarzeń, a mianowicie, że to prezydent Kaczyński wymusił lądowanie, nigdy nie ujrzy dziennego światła. Gdzie bowiem znajdzie się odpowiedni prokurator, który przeciwstawi się biskupom i elitom, które - jak widać - pochopnie pochowały Lecha Kaczyńskiego na Wawelu?" - napisał Janusz Palikot.

Lubelski polityk Platformy domaga się m.in. upublicznienia zapisu rozmowy pomiędzy Lechem a Jarosławem Kaczyńskim odbytej na pokładzie samolotu, przesłuchania urzędników kancelarii na okoliczność, co robił prezydent w nocy z 9 na 10 kwietnia, a także informacji o substancjach, które znajdowały się we krwi prezydenta. Odezwę kończą słowa: Nie spoczniemy!

Politycy PO w większości dystansują się od działań Janusza Palikota. Sławomir Rybicki, brat zmarłego w katastrofie Arkadiusza Rybickiego i poseł PO, zaznacza, że nie utożsamia się z poglądami Janusza Palikota. - Jego zachowanie jest co najmniej niestosowne - dodaje Jerzy Budnik, poseł Platformy.

Smoleńsk zbada zespół PiS

Arkadiusz Mularczyk uważa, że powołanie specjalnego zespołu było konieczne, ponieważ dotychczasowa praca prokuratorów nie przybliżyła nas do ustalenia przyczyn katastrofy. Poseł PiS zwraca uwagę na zaniedbania w śledztwie. - Miejsce katastrofy nie zostało zabezpieczone. Wiemy także, że część rodzin nie widziała bliskich, którzy zginęli w Smoleńsku. Cały czas niezrealizowanych jest też kilka wniosków o pomoc prawną polskiej prokuratury - wymienia Arkadiusz Mularczyk.

Polityk PiS zapowiada, że zespół będzie wspierał inicjatywę powołania międzynarodowej komisji badającej katastrofę. W tej sprawie wniosek do Kongresu USA złożył już republikański kongresmen z Nowego Jorku Peter T. King. Natomiast członkowie stowarzyszenia Katyń 2010, założonego przez rodziny zmarłych w tragedii, wezwało do sprowadzenia do Polski wraku Tu-154.

Jerzy Budnik, członek komisji obrony narodowej z ramienia PO, jest zdania, że najbardziej niewskazany w sprawie Smoleńska jest pośpiech. - Potrzebna jest cierpliwość. Inicjatywa PiS upolitycznia tragedię - mówi. Zdaniem posła najistotniejsza w śledztwie jest teraz weryfikacja procedur przygotowania wizyty prezydenta oraz zbadanie, czy infrastruktura lotniska Smoleńsk-Siewiernyj w dniu katastrofy spełniała określone standardy.

Nowe wątki w śledztwie

Z nieoficjalnych informacji wynika, że polskim specjalistom z Instytutu Ekspertyz Sądowych udało się rozszyfrować i zidentyfikować kilkanaście wypowiedzi, które w ujawnionych 1 czerwca stenogramach były opisane jako nieczytelne. Prawdziwą wartość zapisy rozmów uzyskają jednak dopiero wtedy, gdy zostaną nałożone na rejestratory urządzeń tupolewa. Cały czas nie wiadomo, kiedy polscy specjaliści skończą prace nad identyfikacją głosów oraz kiedy strona rosyjska przekaże Polsce zapisy pozostałych czarnych skrzynek.

Istotne dla przebiegu śledztwa mogą być też słowa chorążego Remigiusza Musia, technika pokładowego jaka-40, który wylądował przed prezydenckim tupolewem. Muś powiedział TVN 24, że kontroler lotów ze Smoleńska wydawał podchodzącym do lądowania samolotom pozwolenie na zejście do wysokości 50 metrów. Najpierw jakowi i rosyjskiemu iłowi-76, a na końcu Tu-154 z delegacją prezydencką.

Minimum lotniska Siewiernyj wynosi 100 metrów. Oznacza to, że pilot może zejść tylko do tej wysokości. Niżej tylko wtedy, gdy widzi pas i dostanie zgodę na lądowanie. Jeżeli Muś mówi prawdę (rozmowy wieży z iłem i zostały nagrane na magnetofon jaka), kontroler, godząc się na zejście do 50 metrów, łamał procedury.

- Bardzo ważne jest także ujawnienie treści rozmów i tożsamości rozmówców, którzy oprócz pilotów kontaktowali się z wieżą - mówi Krzysztof Zalewski, ekspert miesięcznika "Lotnictwo".

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto