Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Orest Tabaka opowiada o swojej drodze do szczęścia [WYWIAD]

Katarzyna Głowacka
Nie ma pieniędzy, ani stałej pracy. Ma sto rzeczy i dużo wolnego czasu, który poświęca na swoje pasje i zainteresowania.

Co Cię skłoniło do tego, by pozbyć się rzeczy?
To wyszło jako eksperyment, fanaberia. Poczytałem trochę o sposobach porządkowania pokoju, rozejrzałem się po swoim mieszkaniu i stwierdziłem, że wszystkiego jest za dużo. Otworzyłem szafę z ubraniami i chyba z 70 procent tego poleciało. Wyrzuciłem wszystko to, co nieważne, a zachowałem to, czego tak naprawdę potrzebuję. Za pierwszym razem wyrzuciłem stare telefony, kasety, płyty, w sumie jakąś połowę rzeczy, które od lat zalegały w szafkach i szufladach. Po kilku tygodniach, miesiącach powtarzałem ten zabieg kilkakrotnie. I tak doszedłem do tego, co mam.

Co zostało? Co znajduje się wśród tych stu rzeczy?
Mam wszystko to, czego potrzebuję do funkcjonowania, co może się przydać w najbliższej przyszłości. Wiadomo, że choć robiłem porządki wiosną to nie wyrzuciłem grubej kurtki, bo przecież w końcu będzie zima. Zostawiłem także rzeczy, które są konieczne - ważne papiery, dokumenty, pity, fragmenty umów, garść ubrań, laptop i aparat fotograficzny.

Czy ludzie, którzy mają wiele rzeczy są nieszczęśliwi?
Nie od ilości rzeczy zależy szczęśliwość. Chodzi o świadomość tego, czego się potrzebuje. Ja potrafię z miejsca wymienić to, co mam. Nie ma rzeczy, której musiałbym szukać, bo nie wiem gdzie ona się znajduje. Poza tym zaraz po uporządkowaniu rzeczy zacząłem porządkować swoje sprawy. Chodzi o obowiązki, które niczego nie wnoszą, a tylko niepotrzebnie zabierają czas. Zakupy uprościłem do tego, że robię je raz na tydzień. Świadomość większej ilości czasu wolnego sprawia, że życie jest bardziej uporządkowane. Mam czas na spotkania ze znajomymi, mam chęci i energię na to, co tak naprawdę lubię i co sprawia mi przyjemność.

Dużo podróżujesz. Jedziesz na wakacje z małym plecakiem. Jak to możliwe? Zastanawiam się co się tam znajduje?
Wiele rzeczy powymieniałem na mniejsze, bardziej mobilne i o wielu zastosowaniach. Zabieram jeden komplet ubrań, które mam na sobie. Drugi komplet zabieram na zmianę. Biorę takie ubrania, które zajmują mało miejsca i da się je przeprać mydełkiem w umywalce. Często nocuję na lotniskach czy u znajomych na podłodze, więc biorę ze sobą śpiwór. Do tego małe kosmetyki. I czasami jeszcze laptop oraz ładowarkę. Aparat mam zawsze przy sobie.

To chyba musisz mieć ze sobą wiele pieniędzy? Dzięki temu jesteś wstanie kupić wszystko na miejscu.
Nie zdarza mi się, bym coś dokupował. W pierwszą większą podróż na Gran Canarię (jedna z Wysp Kanaryjskich, przyp. red.) pojechałem mając przy sobie 200 zł. To obłuda, że trzeba brać ze sobą dużo pieniędzy. Patrząc na znajomych, którzy mówią ile wszystko kosztuje czy ile katastrof może się przytrafić po drodze wiem, że mają oni fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Przecież zazwyczaj nic się złego na urlopie nie przydarza.

Ale Twój minimalizm nie dotyczy tylko przedmiotów fizycznych. Chodzi też o wartości?
Ja bym tego nie nazwał minimalizmem. Mam po prostu inne podeście do wielu spraw. Inne niż większość ludzi. I choć mam bardzo mało rzeczy, to jednak sporo aktywności. Dużo podróżuję, spotykam się ze znajomymi, chodzę na szczudłach, ostatnio też udzielam się w teatrze. Nie muszę zarabiać na firanki i tego typu mało ważne rzeczy. Mam za to bardzo dużo przestrzeni na inne sprawy. Jestem zwolennikiem esencji. Sprawami zawodowymi się zajmuję, by mieć na chleb. Ale szukam takiej pracy, którą mogę wykonać szybko i mieć resztę czasu na inne rzeczy. Są to najczęściej zlecenia marketingowe, fotograficzne. Robię też rewolucję w kręgach towarzyskich. Usuwam kontakty powierzchowne, a skupiam się na głębszych relacjach. Daruję sobie płytkie znajomości.

Na co wydajesz pieniądze?
Staram się zarabiać tak, by przy tym też się bawić. Chodzę na szczudłach. To jest fajna sprawa, a z tego też zawsze wpadnie jakiś grosz. Wynagrodzenie przeznaczam na rzeczy konieczne. W większości wydaję na podróże, wyjazdy. Jeżdżę pod koniec roku, bo wtedy mam górę finansową i wiem ile mogę wydać. Poza tym nie chodzę do barów, knajpek, na imprezy. Najczęściej wybieram koncerty otwarte, plenerowe. Ostatnio zainteresowałem się teatrem. Inne imprezy, za które trzeba płacić, omijam z daleka. Mieszkam w Legnicy, to nieduże miasto. Ludzie z dużych miast mają jeszcze więcej możliwości. To obłudne, jak mówią, że imprezy muszą być bardzo kosztowne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto