Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ojciec Tomka to mój tato. Alfred Szklarski, jakiego nie znacie

Grażyna Kuźnik
Żona Krystyna uwielbiała podróżować, a jej mąż Alfred Szklarski pisać
Żona Krystyna uwielbiała podróżować, a jej mąż Alfred Szklarski pisać Marzena Bugała
Spełniał marzenia nastolatków z PRL o podróżach i wolności. W tym roku popiersie Alfreda Szklarskiego stanie na placu Grunwaldzkim w Katowicach - z córką pisarza Bożeną Szklarską-Nowak rozmawia Grażyna Kuźnik.

Dobrze mieć ojca, który pisze popularne książki dla dzieci i młodzieży. Na pewno opowiadał piękne bajki na dobranoc.
Mnie i bratu opowiadać nie mógł, bo gdy byliśmy mali, ojciec siedział w stalinowskim więzieniu. Nie było go pięć lat. Działał w AK, brał udział w powstaniu warszawskim, przed wojną skończył elitarne studia na Wydziale Konsularno-Dyplomatycznym, jego ojciec żył w Stanach Zjednoczonych. Wszystko to mu wyciągnięto i dostał wyrok. Z więzienia wrócił schorowany, bajek już nam nie opowiadał, ale o tym, co działo się za oknem. Dla mnie to było niezrozumiałe, ja widziałam tylko drzewo, a ojciec całą historię. Z bratem Andrzejem mamy ścisłe umysły. Prawdziwe bajki ojciec opowiadał swoim wnukom. Mój syn ma już 40 lat, ale czas spędzony z dziadkiem uważa za wyjątkowy. Bardzo dużo pracowałam, więc syn dzieciństwo spędzał w domu dziadków. Codziennie go tam z mężem odwiedzaliśmy.

Ale pani ojciec nie ukrywał przed swoimi dziećmi, że pisze książki dla młodzieży?

Ale skąd! Mieliśmy swój udział w ich powstawaniu, bo zawsze czytał nam to, co napisał. Bacznie obserwował, jak reagujemy. Kiedy któreś zaczynało się kręcić, wiedział, że ten fragment musi poprawić, bo za mało przyciąga uwagę. Bardzo mu zależało na młodych czytelnikach, nie chciał nudzić. Kiedy ziewaliśmy, to ojciec szybko brał się do poprawek.

Kiedy właściwie pisał?

Nie miał na to zbyt wiele czasu, poświęcał na pisanie wieczory i noce. Pracował zawodowo w wydawnictwie "Śląsk", bo bał się o byt rodziny. Chociaż "Tomki" były popularne, nie uważał, że można żyć z pisania. Żyliśmy skromnie, w dwupokojowym mieszkaniu w kamienicy. Wstawał rano, szedł do pracy, wracał po południu, zajmował się dziećmi, na przykład odrabiał z nami lekcje, nawet matematykę i dopiero wtedy mógł pisać. Czasem kończył rano, golił się i wychodził do wydawnictwa. Na emeryturze poczuł ulgę, że ma zapewnione środki na życie.

Miała pani świadomość, że ojciec zajmuje się czymś nietypowym, innym niż ojcowie pani koleżanek?
Niezbyt zdawałam sobie sprawę z tego, że jest sławny. Ale jego tryb życia nie różnił się za bardzo od życia ojców moich koleżanek, bo byli wśród nich prawnicy, lekarze, artyści, oni też pracowali o różnych porach. I ojciec wychodził jednak codziennie do pracy, w domu był ustalony porządek dnia. Ojciec też był bardzo rodzinny. Dla niego nie liczyły się imprezy na mieście, ale dom, żona, dzieci. Z drugiej strony rodzice prowadzili dom otwarty, przychodziło sporo gości. Ojciec nauczył mnie, że rozmowa z drugim człowiekiem jest bardzo ważna. Zawsze odrywał się od pisania, gdy ktoś chciał z nim pogadać. Mógł to być hydraulik, mechanik czy Wilhelm Szewczyk, z którym się przyjaźnił. Wyglądało na to, że każda rozmowa coś mu daje.

Był liberalnym ojcem?
To były inne czasy, młodzież nie miała tyle wolności, ile ma dzisiaj. Ojciec starał się, żebym nie popełniała głupstw, więc do matury miałam kilka zakazów. Musiałam wracać do domu przed godz. 22. Nie wolno mi było się malować. Kiedyś z klasą wybieraliśmy się do teatru i na tę okazję poszłam do fryzjera, zrobiłam sobie bardzo modny kok. Ojciec stwierdził, że albo umyję głowę, albo nie pójdę do teatru. Głowę umyłam. Ale za to po maturze bardzo odczułam, że jestem dorosła. Miałam sporo swobody. Nie wiem, czy dzisiejsza młodzież też tak wyraźnie odczuwa zmianę w traktowaniu przez rodziców po zdaniu egzaminu dojrzałości, jak moje pokolenie.

Pani rodzice bardzo się kochali.
Poznali się na studiach, ojciec je kończył, a mama dopiero zaczynała. Wkrótce wybuchła wojna, a oni pobrali się 1 września 1939 roku. Bali się, że wojna ich rozdzieli. Świadkami byli przechodzień i kościelny. Ich miłość nigdy nie minęła. Kiedy coś mi się tam nie układało z mężem, ojciec mówił, że gdybym była taka mądra jak moja mama, to bym wiedziała, co robić. Dużo rozmawiali, radził się jej we wszystkim, czytała jego maszynopisy. A przecież mieli odmienne charaktery. Mama uwielbiała podróże, była aktywna, energiczna. Tato nie czuł się najlepiej, miał kłopoty z sercem, podróżował najchętniej do Ustronia. Pisał o dalekich krainach tak realistycznie, bo rzetelnie przygotowywał się do każdej książki.

Korzystał z pomocy swojego ojca, który mu wysyłał z Ameryki trudne do zdobycia materiały.
Ach, dziadek, opisany jako ojciec Tomka Wilmowskiego, z jego patriotyzmem emigranta i barwnym życiem. Trzeba zacząć od tego, że przed I wojną światową moja babcia i dziadek wyjechali do Ameryki, ale babcia całkiem nie mogła się tam zaaklimatyzować. Wróciła więc z dwojgiem dzieci do Polski w 1926 roku. Ojciec był wtedy nastolatkiem. Szybko stracił matkę i ze starszą siostrą Klarą musiał sam radzić sobie w życiu. Łatwo im nie było. Dziadek pomagał, wysyłał z Ameryki paczki, ja też je dostawałam. Przysyłał mi śliczne sukienki, które mama pozbawiała falbanek i ozdób, bo przecież w Polsce nikt tak nie chodził ubrany. Na starość dziadek z drugą żoną przyjechali na stałe do Polski. Kiedyś oglądam telewizję, a tam jakiś pan w kapelusiku i komentarz, że pod Pałac Kultury w stolicy zaplątał się nawet jakiś Amerykanin. A to był mój dziadek.

Alfred Szklarski po wojnie tylko raz wybrał się na egzotyczną wycieczkę.
Wyjeżdżali czasem z mamą do NRD albo do Pragi, bo mama bardzo chciała poznawać nowe miejsca. Ale w końcu dał się jej namówić na wyjazd do Egiptu. Tam spotkała go niezwykła przygoda, którą później wykorzystał w książce "Tomek w grobowcach faraonów". Zwiedzał miejscowy cmentarz, chociaż innowiercom tego nie wolno. Strażnik się zgodził, a potem poczęstował go dwoma daktylami. Gdy ojciec jednego spróbował, fatalnie się poczuł, pojawiła się piana na ustach. W szpitalu usłyszał, że daktyle były zatrute, tylko cudem udało mu się przeżyć. Miał więc argument, żeby więcej nie wybierać się tak daleko.

Czuje pani, że o pani ojcu wciąż się pamięta?

Na przykład przy jego grobie. Podchodzą do mnie różni ludzie, mówią, ile radości im dały jego książki. Jest też siedem szkół, które wybrały go na patrona. Cieszę się również z tego, że popiersie ojca znajdzie się w Galerii Artystycznej przy placu Grunwaldzkim w Katowicach, która upamiętnia artystów, związanych z tym miastem.

Przygody Tomka Wilmowskiego

Alfred Szklarski to autor literatury dla młodzieży, w tym dziewięciu tomów cyklu o Tomku Wilmowskim; laureat wielu prestiżowych nagród literackich i odznaczeń, również Orderu Uśmiechu.
Urodził się 21 stycznia 1912 r. w Chicago, zmarł 9 kwietnia 1992 r. w Katowicach. Do Polski przyjechał w 1926 roku. W latach 1932-1938 studiował na Akademii Nauk Politycznych na Wydziale Konsularno-Dyplomatycznym. Był żołnierzem AK, brał udział w powstaniu warszawskim. Po wojnie zamieszkał w Katowicach. W roku 1949 aresztowany, wyszedł z więzienia w 1953 roku. Był redaktorem w katowickim wydawnictwie "Śląsk". Razem z żoną Krystyną napisał trylogię indiańską Złoto Gór Czarnych. Ale największymi bestsellerami okazały się opowieści o przygodach młodego Polaka Tomka.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ojciec Tomka to mój tato. Alfred Szklarski, jakiego nie znacie - śląskie Nasze Miasto

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto