Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odświeżony musical Metro w Katowicach. Dreszcze murowane RECENZJA

Bartosz Wojsa
Musical Metro w Katowicach: dreszcze murowane
Musical Metro w Katowicach: dreszcze murowane Studio Buffo - najlepszy teatr muzyczny w stolicy
Musical Metro w Katowicach: dreszcze murowane. Umiejętności wokalne artystów robią ogromne wrażenie. Do tego mamy świetnych tancerzy, piękną choreografię i odświeżony scenariusz. Nie brakuje nawet śląskiego akcentu. Zapraszam do recenzji.

Musical Metro w Katowicach: dreszcze murowane

Studio Buffo z siedzibą w Warszawie w ramach swojego tournée wystawia w miastach w całej Polsce musical "Metro". Odświeżony, z młodzieżowym zacięciem, można rzec w pewnym sensie zaktualizowany do obecnych czasów. W najważniejszych aspektach i linii fabularnej pozostaje oczywiście wierny oryginałowi z 1991 roku, wyreżyserowany przez Janusza Józefowicza z muzyką Janusza Stokłosy oraz librettem Agaty Miklaszewskiej i Maryny Miklaszewskiej.

Dzisiaj, 18 marca, o godz. 17.00 "Metro" zostało wystawione w katowickim Spodku. Na widowni zasiadło prawie sześć tysięcy osób, by wspólnie - ponownie lub po raz pierwszy - przeżyć niesamowite emocje związane z tym musicalem. Ja bardzo bliskie zetknięcie z musicalem "Metro" miałem jakieś dziewięć lat temu, kiedy jeszcze chodziłem do gimnazjum w Zespole Szkół nr 3 w Jastrzębiu-Zdroju. Wówczas razem z moją grupą z kółka wokalno-teatralnego wystawialiśmy bowiem "Metro" w ramach międzyszkolnego konkursu, pod przewodnictwem niezwykłej nauczycielki muzyki i zajęć artystycznych, Moniki Czulak.

Nadal pamiętam, jak spodobał mi się ten musical, jak wielkie emocje we mnie rozbudził i jak dużo radości sprawiło mi to, że mogłem w nim zagrać, stać się jego częścią - nawet tylko w ramach tych szkolnych, dodatkowych aktywności. Później parę razy zdarzyło mi się obejrzeć oryginał sprzed lat, a dziś miałem okazję na nowo przekonać się, czy "Metro" znów wprowadzi ten magiczny nastrój, w jaki wprowadzał właśnie wtedy. I tak się stało.

Odświeżony musical "Metro" to musical z młodzieńczą werwą, pełen aktorów z nowej gwardii, choć nie brakuje tu też znanych nazwisk i doświadczonych, wieloletnich artystów. W rolach głównych mamy więc Natalię Kujawę jako Ankę, Rafała Drozda jako Jana, Janusza Józefowicza jako Filipa oraz Mariusza Czajkę jako Maxa. Do tego oczywiście wiele innych postaci: Natasza Urbańska, Jarosław Janikowski, Maria Tyszkiewicz, Łukasz Trautsolt, Monika Gajduk, Natalia Krakowiak, Jerzy Grzechnik, Paweł Orłowski, Katarzyna Granecka, Marcin Tyma, Artur Chamski, Krzysztof Rymszewicz, Natalia Srokocz, Aleksandra Popławska czy Karolina Królikowska.

Nowe "Metro" pod kątem fabuły i przesłania jest wierne oryginałowi, zmieniają się jednak niektóre szczegóły w samej narracji oraz wypowiedziach poszczególnych postaci. Można było słuchać na przykład śląskiej gwary, którą posługiwał się jeden z aktorów odgrywający "chłopaka ze Śląska". Nie brakowało też nawiązań do współczesności: "Zanim wystąpisz w "Tańcu z gwiazdami", a twoja twarz "zabrzmi znajomo", musisz się napracować" - padło ze sceny. W trakcie innej, słynnej sceny przesłuchań, aktorzy prezentowali z kolei współczesne popularne piosenki, a wśród nich: "Gangnam Style" Psy czy "Dare" Shakiry. Znalazło się nawet miejsce na piosenkę po śląsku czy "Święty uśmiechnięty” ("Taki duży, taki mały”) Arka Noego.

Moim zdaniem to ciekawy zabieg, który został dobrze odebrany przez publiczność - reakcją był śmiech i oklaski po każdym występie danego aktora, co jest raczej niespotykane w typowo teatralnych spektaklach. Akcent śląski, wydawałoby się stworzony specjalnie dla nas, również zaliczyłbym na duży plus.

Do warsztatu wokalno-aktorskiego występujących artystów w zasadzie nie można się przyczepić. Najlepsze wykony tego wieczoru to, w mojej opinii, "Bluzwis", "Chcę być Kopciuszkiem" oraz "Litania". W przypadku tej ostatniej młoda wokalistka (Natalia Srokocz) co prawda nie przeskoczyła słynnego wykonania Edyty Górniak, ale poradziła sobie z utworem bardzo dobrze. Dreszcze murowane. Nieco gorsze było wykonanie "Wieży Babel" i "Uciekali", co potwierdzali także inni widzowie, rozmawiający o tym na widowni, już po zakończeniu musicalu.

Odniosłem wrażenie, że jedyną osobą, która aktorsko nie do końca podołała swojej roli był, niestety, jeden z głównych bohaterów - Rafał Drozd, grający Jana. O ile wokalnie poradził sobie bez zarzutu, o tyle do sposobu przedstawienia przez niego postaci można mieć zastrzeżenia. Jan to pierwotnie postać buntownika, trochę zamkniętego w sobie, mająca życiowe problemy. W przypadku gry aktorskiej Drozda miałem zupełnie inne odczucia. Czasem grał dobrze, czasem odrywał się od postaci - skakał, był radosny, żywiołowy. Jego zachowanie, sposób, w jaki aktor pokazywał emocje, nie tłumaczyły, dlaczego Jan podjął później decyzję o samobójstwie. Można jedynie domyślać się tego przez samą jego historię. Kolejną sprawą jest to, że w oryginale zakończenie wątku Jana było jasno i wyraźnie przedstawione, a w odświeżonej wersji było nieco inaczej. Gdyby nie fakt, że znałem oryginał i poprzednie wersje musicalu, nie wiedziałbym, że Jan popełnia samobójstwo. Pokazano tę scenę w niewystarczająco dobitny sposób.

Zdarzały się również wpadki tekstowe. Jak ta, kiedy Jan mówi Ance, że stację otwierają dopiero o godzinie piątej rano, a ta po chwili go pyta... o której otwierają stację. Mimo tego, że przed chwilą jej powiedział (w oryginale Jan mówił Ance o tym dopiero po tym, jak ta go zapytała – tutaj powiedział jej od razu, a Anka mimo tego ponownie zapytała, zapewne stąd pomyłka). Takich drobnych wpadek było kilka, ale nie należy się czepiać, bo to nieznaczące drobiazgi. Zwłaszcza, że całość wyszła znakomicie.

Niektóre zmiany w scenariuszu jednym mogły się podobać, innym nie - jasnym jest jednak, że odświeżona wersja musicalu "Metro" nie była stuprocentową "przeklejką" z oryginału i nie miała być nią od samego początku. Taki był bowiem zamysł Janusza Józefowicza, by pokazać "Metro” inaczej, niż dotychczas. Myślę, że zostało to zrobione w znakomity sposób.

Wielkie brawa należą się oczywiście za widowiskową choreografię, piękne stroje, dobrą scenografię, świetną grę świateł i muzykę. Chciałbym także wyróżnić znaną pewnie szerszemu gronu Nataszę Urbańską, która pokazała na scenie klasę. Tym, którzy kojarzą ją tylko z dosyć kiepskich występów na szklanym ekranie i nieudanych utworów z Youtube'a (nieszczęsne "Rolowanie"...), polecam wybranie się do teatru na spektakl, w którym gra. Nie tylko w "Metro", ale także w innych przedstawieniach udowadnia bowiem wszystkim hejterom, że o ile w telewizji najlepiej sobie nie poradziła, o tyle na deskach teatru czuje się jak ryba w wodzie. Pięknie, czysto śpiewa, z łatwością chwyta nawet bardzo wysokie tony. I do tego bardzo dobrze gra.

Podsumowując już moją ocenę, musical "Metro" to niezmiennie od lat magiczny spektakl, który przeprowadza nas przez gamę pięknych emocji. Historia może nie tylko rozbawić i wywołać uśmiech na twarzy, ale także zasmucić, wzruszyć. Do tego mamy rzecz jasna fenomenalne umiejętności wokalne artystów - szczególnie niskie ukłony dla wszystkich niesamowitych pań - wywołujące dreszcze na całym ciele, świetne popisy tancerzy i dobrą grę aktorską. Ci, którzy zastanawiają się, czy opłaca się na ten musical wybrać i gdzie jeszcze studio Buffo wystawi "Metro", niech się nie zastanawiają i już szukają wolnych miejsc. Słowem: warto.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto