18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polityczne wzloty i upadki 2009 roku

Marcin Zasada
W dziedzinie wzlotów bezdyskusyjnie wygrał Jerzy Buzek...
W dziedzinie wzlotów bezdyskusyjnie wygrał Jerzy Buzek... Fot. Arc Polska Dziennik Zachodni
Układając ranking największych gwiazd śląskiej polityki w mijającym roku, dyskusje należałoby rozpocząć od przyznania drugiego miejsca. Pozycja pierwsza jest bezdyskusyjna i należy się Jerzemu Buzkowi, który od ponad pięciu miesięcy jest najważniejszym człowiekiem w Parlamencie Europejskim.

Tytuł "Największego przegranego 2009" również nie powinien być przedmiotem ognistej debaty. To wątpliwe wyróżnienie wędruje do Tadeusza Wrony, byłego już prezydenta Częstochowy, odwołanego w listopadowym referendum. Kto jeszcze dostarczał nam pozytywnych bądź negatywnych politycznych emocji w kończącym się jutro roku?

- Nie było ich zbyt dużo, ale przeżywaliśmy je dość intensywnie - zaznacza dr Marcin Gacek, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Intensywności nie sposób odmówić Markowi Migalskiemu, nadziei nie tylko śląskiego PiS-u, który z gracją zamienił komentowanie polityki na jej uprawianie. Migalski jako politolog długo budował swój wizerunek politycznego fachowca, nieukrywającego sympatii do Prawa i Sprawiedliwości. Gdy porzucił karierę naukową, pewnie zdobył mandat eurodeputowanego. To samo, w dodatku po raz drugi i z drugiego miejsca na liście SLD, wywalczył w wyścigu do Brukseli Adam Gierek (choć konflikt związany z układaniem listy omal nie doprowadził do jego rezygnacji ze startu). Czarnym koniem eurowyborów był natomiast Marcinkiewicz. Ale nie "Atrakcyjny Kazimierz", tylko Bogdan, człowiek ze złotym nazwiskiem z PO, który na unijne salony wdarł się kosztem Adama Matusiewicza, czyniąc go jednym z przegranych tego roku.

Najwięcej zwyciężonych było w mijających dwunastu miesiącach w samorządach. Oprócz Wrony, roku 2009 dobrze wspominać nie będzie rządzący Gliwicami Zygmunt Frankiewicz. Poniósł druzgocącą porażkę w mającym odwołać go referendum, a uratował się tylko dzięki niewystarczającej frekwencji głosujących. - To było pierwsze ostrzeżenie dla lokalnych monarchów, którzy przyzwyczaili się do władzy w samorządach i wyraźne wotum nieufności dla samego Frankiewicza - ocenia dr Tomasz Słupik, politolog z UŚ.

Triumf Jerzego Buzka, kapitulacja Tadeusza Wrony

Śląscy politycy w kończącym się roku nie wykłócali się w samolocie o płaszcz i kapelusz, żadnego z nich nie nagrało CBA, żadnego na łopatki nie rozłożyły brukowce węszące za obyczajowym skandalem. Widowiskowych wydarzeń politycznych związanych z naszym regionem też nie było wiele, ale przynajmniej o kilku warto pamiętać. Podobnie jak o wschodzących, świecących i spadających gwiazdach życia publicznego.

Gwiazdą numer jeden roku 2009 był Jerzy Buzek. Spektakularne zwycięstwo z rekordowym poparciem w eurowyborach (ponad 170 tys. głosów!), a potem awans na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego były sukcesami bez precedensu. Polityk z Zaolzia został pierwszym szefem PE, pochodzącym z jednego z krajów nowej Unii. W Polsce wyrósł na bohatera narodowego,będącego ponad pogrążoną w doraźnych bitwach, gierkach i sporach polską sceną polityczną.

Jeszcze kilka miesięcy temu na spory te z dużego dystansu spoglądał Marek Migalski. Politolog Uniwersytetu Śląskiego nie odmówił jednak Jarosławowi Kaczyńskiemu, a jedynka na śląskiej liście PiS dała mu pewne zwycięstwo w wyborach do europarlamentu. - Brak habilitacji, Migalski zrekompensował sobie wyborczym zwycięstwem. Szybko dowiódł też swoich politycznych talentów, stając się twarzą śląskiego PiS-u - podkreśla dr Marcin Gacek, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Za zwycięzców wyścigu do Brukseli należy też uznać Adama Gierka, który mimo partyjnego afrontu (dostał dwójkę na liście, proponowano mu nawet trzecią pozycję), wygrał z jedynką SLD-UP, Jerzym Markowskim i był jedynym śląskim politykiem lewicy, który wywalczył euromandat. Ta sztuka udała się też politycznemu naturszczykowi z PO, Bogdanowi Marcinkiewiczowi, który znalazł się na liście Platformy wyłącznie dzięki nazwisku kojarzącemu się z byłym, ale wciąż popularnym premierem. - To polityczny humbug, dowodzący, że demokracją medialną nierzadko rządzi przypadek - komentuje dr Tomasz Słupik z UŚ.

Politolog w gronie śląskich zwycięzców 2009 roku umieścił również Elżbietę Bieńkowską, minister rozwoju regionalnego oraz Jerzego Gorzelika, szefa Ruchu Autonomii Śląska. - O efektach pracy minister Bieńkowskiej świadczy bardzo dobre wykorzystanie funduszy unijnych na poziomie regionów. Pani minister jest raczej urzędnikiem bez aspiracji politycznych, ale może w przyszłości postanowi je w sobie obudzić - uważa dr Słupik. - Z kolei Gorzelik coraz lepiej i rozsądniej wykorzystuje potencjał swojego ruchu. RAŚ skutecznie zerwał z etykietką organizacji separatystycznej i dziś, przynajmniej na Śląsku, zbudował silną pozycję.

Pozycję i stanowisko w Częstochowie stracił Tadeusz Wrona. Odwołanie prezydenta w referendum to unikat na skalę ogólnopolską. Wcześniej ten sam los omal nie spotkał Zygmunta Frankiewicza. Prezydent Gliwic uniknął ścięcia wyłącznie dzięki kiepskiej frekwencji podczas referendum. Warto pamiętać, że tak Frankiewicz, jak i Wrona o kiepskiej frekwencji marzyli. - Nawoływanie przez beneficjentów lokalnej demokracji, jakimi są politycy, do bojkotu referendum to skandal i najgorszy przykład politycznego kabotyństwa - uważa dr Gacek.

W kończącym się roku próżno wypatrywaliśmy śląskich gwiazd na sejmowym nieboskłonie. Regionalną indywidualnością pozostaje Kazimierz Kutz, ale na eksplozję innych fenomenów nadal musimy poczekać, choć nie sposób nie zauważyć solidnej pozycji trójki: Grzegorz Dolniak, Mirosław Sekuła i Jarosław Pięta w PO. Inną drogę obrał Waldemar Andzel, poseł PiS z Zagłębia, który zasłynął w całej Polsce zamiarem reglamentowania czasu opalania się w solariach i rejestrowania tanorektyków. Andzel jest również rekordzistą w wygłaszaniu oświadczeń sejmowych przed pustymi ławami izby parlamentu.

W podobnych kategoriach postrzegać należy śląski PSL, w łonie którego w trzyosobowym klubie w sejmiku województwa wypączkowały dwie jednoosobowe, za to wrogie frakcje. Ludowców w dwie przeciwne strony ciągną Marian Ormaniec i Zygmunt Wilk. Nie wiadomo również, w którą stronę zmierza śląski PiS, tym bardziej po grudniowej wolcie Jacka Świetlickiego, przewodniczącego klubu tej partii w sejmiku. Świetlicki wystąpił z PiS-u, nazywając go "niewydolnym jak realny socjalizm w okresie późnego Breżniewa".

Wątpliwości co do wydolności trudno nie wyrażać podczas oceniania działalności Górnośląskiego Związku Metropolitalnego, którego, jak mówią złośliwi, głównym sukcesem jest wciąż samo istnienie. Problem w tym, że od przyszłego roku to istnienie będzie kosztować każdego mieszkańca województwa nie złotówkę, jak dotychczas, a okrągłe 2 złote. - GZM to szum na kanapie, który tylko kosztuje, a niczemu nie służy - uważa dr Słupik. - Najlepszą ocenę śląskim elitom wystawia brak Euro 2012 w naszym regionie. Porażka Chorzowa i prezydenta Marka Kopla to klęska całej metropolii.

Listę przegranych 2009 roku uzupełnijmy o Adama Matusiewicza, który był niemal pewien czwartego mandatu do Brukseli z listy PO. Sprzed nosa sprzątnął mu go wspomniany wcześniej Bogdan Marcinkiewicz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto