To rewolucja w systemie emerytalnym, który funkcjonuje od 1999 r. Dziś 7,3 proc. z naszych składek przekazywana jest do OFE, reszta do ZUS. Rostowski i Fedak proponują, by do OFE trafiało tylko 3 proc. opłacanych przez nas składek. Oznacza to, że w przyszłym roku 60 proc. składki (z 22,5 mld zł), którą dziś otrzymują fundusze, trafi na specjalne konta w ZUS. Jest to ta część, którą OFE muszą inwestować w bezpieczne papiery Skarbu Państwa, czyli obligacje skarbowe.
Do OFE w wyniku reformy trafi 40 proc. dotychczasowych składek (9 mld zł). Reforma ma być prosta i skuteczna: bo jeżeli 13 mld zł zostanie w ZUS, to rząd nie będzie musiał emitować obligacji na taką sumę i o tyle zmniejszy się zadłużenie i deficyt sektora finansów publicznych. To ogromny problem. W wyniku spowolnienia gospodarczego na koniec tego roku deficyt finansów publicznych, a więc dziura w budżecie państwa, ZUS, KRUS, NFZ i samorządów, może sięgnąć 6,4-6,6 proc. PKB, a w dwóch następnych latach odpowiednio 6,6-6,7 proc., w najgorszym wypadku dobijając w 2011 r. do poziomu 7 proc. PKB. A to i tak nie podoba się Brukseli, żądającej zbicia deficytu poniżej 3 proc.
Wysoki deficyt oznacza z kolei wyższy poziom zadłużenia, bo państwo musi się zapożyczyć, by zrealizować swoje zobowiązania (choćby wypłacić emerytury czy renty). Jest bardzo prawdopodobne, że w przyszłym roku dług publiczny przekroczy 55 proc. PKB, co spowoduje uruchomienie tzw. procedur ostrożnościowych - m.in. zawieszenia wydatków publicznych na inwestycje. Według "Rzeczpospolitej" kryzys w kasie państwa był tak głęboki, że rząd rozważał nawet zawieszenie na dwa lata progów ostrożnościowych. Minister Rostowski oficjalnie te informacje zdementował.
Niemniej ryzyko przekroczenia pułapu 55 proc. w przyszłym roku jest bardzo poważne i rząd robi, co może, uciekając się do różnych pomysłów, by zachować jak najwięcej pieniędzy w budżecie. Szczególnie, że w 2010 r. odbędą się wybory parlamentarne, a rok później wybory prezydenckie i politycy nie mogą sobie pozwolić na pogrążanie finansów państwa.
Dlatego czołowi polscy ekonomiści uważają, że nowa idea przemeblowania systemu emerytalnego to decyzja wyłącznie polityczna i w dodatku głęboko nieprzemyślana.
- To będzie gwałtowne i bardzo niebezpieczne osłabienie otwartych funduszy emerytalnych, które wiedzą, jak inwestować nasze pieniądze ze składek, ale co najważniejsze, w pełni jawnie lokują nasze oszczędności i ewidencjonują, ile obligacji kupiły. Z ZUS jest zupełnie inaczej, tu nie ma jawności - mówi prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów i główny ekonomista BCC.
Jego zdaniem dodatkowe pieniądze, które trafią do ZUS, zostaną wykorzystane na bieżącą wypłatę emerytur. Ot, po prostu zostaną przejedzone. - A zobowiązania ZUS wobec przyszłych emerytów są gigantyczne, to jest ok. 200 proc. naszego PKB - dodaje Gomułka.
Według prof. Jerzego Osiatyńskiego, byłego ministra finansów, reforma Rostowskiego uderza w przyszłych emerytów, bo nie może zabraknąć pieniędzy na wypłatę świadczeń.
- Funkcjonowanie ZUS w dużej mierze opiera się na dotacji z budżetu, a skoro państwo chce walczyć z długiem i deficytem, to nie może dotować ZUS na tym samym poziomie - mówi prof. Osiatyński.
Były prezes ZUS i minister w kancelarii prezydenta Paweł Wypych dodaje, że to, co przedstawił rząd, świadczy niezbicie o tym, w jak rozpaczliwej sytuacji jest budżet państwa.
- Jestem przekonany, że próg ostrożnościowy 55 proc. PKB już dawno został przekroczony i niebezpiecznie zbliża się do 60 proc. Rząd pewne rzeczy ukrywa - twierdzi Wypych.
Ale ministrowie są innego zdania. Bronią się i twierdzą, że emerytury według nowego systemu będą wyższe i nikt na tym nie straci. - ZUS nie będzie tak jak OFE pobierać prowizji od przyszłych emerytów, a więc te pieniądze zostaną w kieszeniach emerytów - zbijał wczoraj argumenty przeciwników reformy minister Rostowski.
Wśród ekonomistów krąży też pogląd, że wymierzając ciosy w OFE, rząd strzela sobie w stopę, bo będzie miał niższe wpływy z prywatyzacji. A to sprzedaż państwowych spółek miała ratować publiczne finanse w przyszłym roku.
- OFE inwestują pieniądze na giełdzie, kupując akcje państwowych spółek. Jeżeli zmniejszy się strumień pieniędzy, który do nich trafiał, a jednocześnie zmniejszy się od przyszłego roku prowizje od składek ubezpieczonych, to OFE nie będą miały pieniędzy na inwestycje - konkluduje prof. Gomułka.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?