Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ekonomiści są przekonani, że reforma OFE jest szkodliwa

Tomasz Ł. Rożek
Dodatkowe pieniądze, które trafią do ZUS, zostaną wykorzystane na bieżącą wypłatę emerytur.
Dodatkowe pieniądze, które trafią do ZUS, zostaną wykorzystane na bieżącą wypłatę emerytur. Fot.morguefile.com
13 mld zł zostanie w pierwszej połowie przyszłego roku przeniesione z otwartych funduszy emerytalnych do ZUS. Spowoduje to zmniejszenie deficytu finansów publicznych o 1 proc. PKB oraz długu publicznego, który rośnie w szybkim tempie - powiedzieli wczoraj na wspólnej konferencji prasowej minister finansów Jacek Rostowski i minister pracy Jolanta Fedak.

To rewolucja w systemie emerytalnym, który funkcjonuje od 1999 r. Dziś 7,3 proc. z naszych składek przekazywana jest do OFE, reszta do ZUS. Rostowski i Fedak proponują, by do OFE trafiało tylko 3 proc. opłacanych przez nas składek. Oznacza to, że w przyszłym roku 60 proc. składki (z 22,5 mld zł), którą dziś otrzymują fundusze, trafi na specjalne konta w ZUS. Jest to ta część, którą OFE muszą inwestować w bezpieczne papiery Skarbu Państwa, czyli obligacje skarbowe.

Do OFE w wyniku reformy trafi 40 proc. dotychczasowych składek (9 mld zł). Reforma ma być prosta i skuteczna: bo jeżeli 13 mld zł zostanie w ZUS, to rząd nie będzie musiał emitować obligacji na taką sumę i o tyle zmniejszy się zadłużenie i deficyt sektora finansów publicznych. To ogromny problem. W wyniku spowolnienia gospodarczego na koniec tego roku deficyt finansów publicznych, a więc dziura w budżecie państwa, ZUS, KRUS, NFZ i samorządów, może sięgnąć 6,4-6,6 proc. PKB, a w dwóch następnych latach odpowiednio 6,6-6,7 proc., w najgorszym wypadku dobijając w 2011 r. do poziomu 7 proc. PKB. A to i tak nie podoba się Brukseli, żądającej zbicia deficytu poniżej 3 proc.

Wysoki deficyt oznacza z kolei wyższy poziom zadłużenia, bo państwo musi się zapożyczyć, by zrealizować swoje zobowiązania (choćby wypłacić emerytury czy renty). Jest bardzo prawdopodobne, że w przyszłym roku dług publiczny przekroczy 55 proc. PKB, co spowoduje uruchomienie tzw. procedur ostrożnościowych - m.in. zawieszenia wydatków publicznych na inwestycje. Według "Rzeczpospolitej" kryzys w kasie państwa był tak głęboki, że rząd rozważał nawet zawieszenie na dwa lata progów ostrożnościowych. Minister Rostowski oficjalnie te informacje zdementował.

Niemniej ryzyko przekroczenia pułapu 55 proc. w przyszłym roku jest bardzo poważne i rząd robi, co może, uciekając się do różnych pomysłów, by zachować jak najwięcej pieniędzy w budżecie. Szczególnie, że w 2010 r. odbędą się wybory parlamentarne, a rok później wybory prezydenckie i politycy nie mogą sobie pozwolić na pogrążanie finansów państwa.

Dlatego czołowi polscy ekonomiści uważają, że nowa idea przemeblowania systemu emerytalnego to decyzja wyłącznie polityczna i w dodatku głęboko nieprzemyślana.

- To będzie gwałtowne i bardzo niebezpieczne osłabienie otwartych funduszy emerytalnych, które wiedzą, jak inwestować nasze pieniądze ze składek, ale co najważniejsze, w pełni jawnie lokują nasze oszczędności i ewidencjonują, ile obligacji kupiły. Z ZUS jest zupełnie inaczej, tu nie ma jawności - mówi prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów i główny ekonomista BCC.

Jego zdaniem dodatkowe pieniądze, które trafią do ZUS, zostaną wykorzystane na bieżącą wypłatę emerytur. Ot, po prostu zostaną przejedzone. - A zobowiązania ZUS wobec przyszłych emerytów są gigantyczne, to jest ok. 200 proc. naszego PKB - dodaje Gomułka.

Według prof. Jerzego Osiatyńskiego, byłego ministra finansów, reforma Rostowskiego uderza w przyszłych emerytów, bo nie może zabraknąć pieniędzy na wypłatę świadczeń.

- Funkcjonowanie ZUS w dużej mierze opiera się na dotacji z budżetu, a skoro państwo chce walczyć z długiem i deficytem, to nie może dotować ZUS na tym samym poziomie - mówi prof. Osiatyński.

Były prezes ZUS i minister w kancelarii prezydenta Paweł Wypych dodaje, że to, co przedstawił rząd, świadczy niezbicie o tym, w jak rozpaczliwej sytuacji jest budżet państwa.

- Jestem przekonany, że próg ostrożnościowy 55 proc. PKB już dawno został przekroczony i niebezpiecznie zbliża się do 60 proc. Rząd pewne rzeczy ukrywa - twierdzi Wypych.

Ale ministrowie są innego zdania. Bronią się i twierdzą, że emerytury według nowego systemu będą wyższe i nikt na tym nie straci. - ZUS nie będzie tak jak OFE pobierać prowizji od przyszłych emerytów, a więc te pieniądze zostaną w kieszeniach emerytów - zbijał wczoraj argumenty przeciwników reformy minister Rostowski.

Wśród ekonomistów krąży też pogląd, że wymierzając ciosy w OFE, rząd strzela sobie w stopę, bo będzie miał niższe wpływy z prywatyzacji. A to sprzedaż państwowych spółek miała ratować publiczne finanse w przyszłym roku.

- OFE inwestują pieniądze na giełdzie, kupując akcje państwowych spółek. Jeżeli zmniejszy się strumień pieniędzy, który do nich trafiał, a jednocześnie zmniejszy się od przyszłego roku prowizje od składek ubezpieczonych, to OFE nie będą miały pieniędzy na inwestycje - konkluduje prof. Gomułka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ekonomiści są przekonani, że reforma OFE jest szkodliwa - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto