Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwie czarownice i banda kozaków uratowali imprezę [Zdjęcia]

Piotr Kalsztyn
Piotr Kalsztyn
Zobaczcie relację z drugiego dnia urodzin miasta "Kocham ...
Zobaczcie relację z drugiego dnia urodzin miasta "Kocham ... Piotr Kalsztyn
Zobaczcie relację z drugiego dnia urodzin miasta "Kocham Katowice".

Po pierwszym, raczej średnim, dniu urodzin miasta w Dolinie Trzech Stawów przyznam, że z rezerwą, a może nawet nutą lęku podchodziłem do sobotniej odsłony imprezy w centrum miasta. Ziarno niepokoju zasiał mój redakcyjny kolega Jacek Tomaszewski, który podpatrywał, jak bawili się katowiczanie w piątek. A właściwie to nie bawili,  część nie mogła wejść na koncerty, bo nie miała wejściówek, inna grupa nie mogła trafić na ulubionego artystę ze względu na chaos w programie, a jeśli już ktoś pojawił się na koncercie, to trzeba go było wyciągać do zabawy. Obawy więc były uzasadnione.

Plan był prosty, "skosztować" czterech koncertów, które odbywały się wczoraj w Starym Dworcu i podcieniach CKK. Niestety, trochę z winy organizacji, a trochę z powodu własnych upodobań muzycznych, musiałem te plany zrewidować, ale o tym za chwilę.

Przed wyjściem z domu zajrzałem jeszcze profilaktycznie na facebooka, bo zmiany podczas tegorocznych dni miasta to chleb powszedni. Bardzo dobrze zrobiłem, okazało się, że Saintbox i Kari Amirian zamieniły swoje występy. Gdy punkt 19. pojawiłem się w Starym Dworcu, przecierałem oczy ze zdumienia, mimo świetnej miejscówki i jakby nie patrzeć powszechnie cenionego artysty (Saintbox to projekt m.in. Gaby Kulki), w ponad 100-letnim budynku ludzi można było policzyć na palcach trzech rąk - pomocą posłużyła koleżanka. Trudno się więc dziwić, że koncert nie rozpoczął się planowo, artystom na pewno lepiej grało się dla szerszej publiczności, która stopniowo pojawiała się w Starym Dworcu. Dla mnie to jednak oznaczało wybór - czy uciec już po drugiej piosence, czy odpuścić początek Żywiołaka? Jako, że Saintbox to nie moje klimaty, zostawiłem alternatywnych udając się na scenę folkową.

W podcieniach problem, który będzie się organizatorom z Miasta Ogrodów śnił po nocach, bardzo wielu nocach. Co zrobić z ludźmi bez wejściówek? Na szczęście, gdy o 20. okazało się, że starczy miejsca, wszyscy zostali wpuszczeni. Sam koncert fantastyczny, energia warszawskiego zespołu szybko zaraziła mieszkańców Katowic, trudno było wypatrzeć kogoś, kto przynajmniej nie podrygiwał w rytm psychofolku. Publiczność długo nie pozwalała Żywiołakowi zejść ze sceny, ja również nie miałem zamiaru opuszczać tego widowiska, niestety kosztem koncertu Kari Amirian, jeśli ktoś na nim był to świetnie by było, jakby podzielił się wrażeniami.

Na koniec w podcieniach CKK zagrali prawdziwi kozacy z Ukrainy. Nadużyciem byłoby powiedzieć, że przyjechali ze wschodu specjalnie do Katowic, bo Haydamaky koncertują w Polsce chyba częściej niż Ray Wilson, ale jakby nie patrzeć to była kolejna gwiazda zagraniczna. Ukraińcy skocznymi melodiami dość szybko porwali publikę, która była też świadoma tego, na jaki koncert przychodzi, mało kto zjawił się w podcieniach przypadkowo. Swoją drogą to, w jaki sposób przygotowano podcienie do koncertu jest prawdziwym majstersztykiem. Pod sceną trwała świetna zabawa, ale można było też usiąść na schodach (dzięki poduchom zmalało ryzyko złapania "wilka"). Ciemne kotary sprawiały, że koncert odbywał się w typowym klubowym klimacie, ale w przeciwieństwie do  zamkniętych pomieszczeń - nie było duszno. Warto stawiać na to miejsce!

A jak w tym czasie było w Dolinie 3 Stawów? Już niebawem przeczytacie w relacji Jacka Tomaszewskiego.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto