Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jan Miodek "Lepsze postacie"

[email protected]
Postacie z baśni Andersena ćwiczą miny i gesty – napisał Ryszard Marek Groński w jednym ze swych felietonów w „Polityce”, a w „Historii piękna” Umberta Eco – w tłumaczeniu Agnieszki ...

Postacie z baśni Andersena ćwiczą miny i gesty – napisał Ryszard Marek Groński w jednym ze swych felietonów w „Polityce”, a w „Historii piękna” Umberta Eco – w tłumaczeniu Agnieszki Kuciak – znalazło się zdanie: „Te postacie kobiece przypominają wątłe piękności modernizmu”. Występujące w obu wypowiedzeniach mianownikowe pluralne postacie – z końcówką „-e” – odbieram jako odpowiadające moim utrwalonym przyzwyczajeniom gramatycznym, bo od dziecka tylko taką formą się posługuję. Używali jej zresztą wszyscy dookoła mnie!
Tymczasem od paru lat zauważyć można – zwłaszcza w języku elit intelektualnych – wyraźną skłonność do sięgania po brzmienie postaci – z końcówką „-i”. Potępić formy postaci nie mogę, bo jest ona zaaprobowana przez oficjalną normę, ale uznaję ją za gorszą, a przede wszystkim – za powracającą do niekorzystnego z punktu widzenia komunikacyjnego gramatycznego punktu wyjścia.

Przywołany dziś rzeczownik rodzaju żeńskiego miał kiedyś w mianowniku liczby mnogiej tylko taki właśnie kształt – postaci. Jakże obciążona funkcjonalnie jest jednak występująca tutaj końcówka „-i”! Musi przecież obsłużyć nie tylko ten przypadek gramatyczny, ale i dopełniacz liczby pojedynczej (nie ma tej postaci), celownik liczby pojedynczej (przyglądam się postaci), miejscownik liczby pojedynczej (myślę o postaci) i jeszcze dopełniacz liczby mnogiej (nie ma tych postaci).

Dlatego bardzo dobrze się stało, że nasi językowi przodkowie zaczęli się posługiwać nowym pluralnym mianownikiem postacie – z wyrazistą, niepowtarzającą się w żadnym innym przypadku gramatycznym końcówką „-e”. Doprawdy warto ten kierunek ewolucyjny utrzymać, a nie wracać do sytuacji komunikacyjnie gorszej, co chyba wystarczająco jasno udowodniłem.
A że fleksyjna końcówka obsługująca tylko jeden przypadek gramatyczny na ogół okazuje się zwycięska, potwierdza historia polszczyzny. Proszę sobie np. wyobrazić, że na początku jej dziejów absolutna większość rzeczowników rodzaju męskiego miała w trzecim przypadku liczby pojedynczej (celowniku) końcówkę „u” (panu, bratu, ojcu, lwu, kotu, psu, księdzu), spora też była grupa wyrazów z końcówką „-i” (np. przyglądano się gości), a zaledwie kilkanaście słów wykorzystywało końcówkę „-owi” (synowi, domowi, miodowi, czynowi).

Dziś po końcówce „-i” nie ma żadnego śladu, na zasadzie wyjątków funkcjonuje kilkanaście form z „-u” (patrz wyżej: panu, bratu, ojcu, lwu, kotu, psu, księdzu), a praktycznie końcówką wyłączną, obsługującą tysiące rzeczowników, jest „-owi” (przyglądamy się gościowi, synowi, domowi, miodowi, czynowi, laserowi, komputerowi, laptopowi, płotowi, budynkowi itd.).

Nietrudno określić, dlaczego tak się stało. Końcówki „-u”, „-i” występują w bardzo wielu przypadkach gramatycznych (oczu, uszu, w ręku, teatru, czasu, o liściu, o koniu, Stasiu!, Jasiu!, liści, gości, słoni, sąsiedzi, chłopi, docenci, Szkoci, Włosi). Końcówka „-owi” natomiast od razu kojarzy się tylko z celownikiem liczby pojedynczej rzeczowników rodzaju męskiego. Dlatego okazała się tak atrakcyjna, zwycięska!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jan Miodek "Lepsze postacie" - śląskie Nasze Miasto

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto